Święty Paweł był optymistą. Przynajmniej w tym etapie swojego życia i swojej posługi. Czytam dziś w liście, który napisał do Filipian:
Mam właśnie ufność, że Ten, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia Chrystusa Jezusa.
Filipianie pewnie nie byli idealni. To nie była monastyczna wspólnota, troszcząca się głównie o to, jak podobać się Bogu. To byli zwykli ludzie, nie tak dawno nawróceni, żyjący w mieście emerytowanych legionistów. Sami też pewnie byli byłymi żołnierzami. A jednak Paweł ma nadzieję. Że skoro uwierzyli, skoro potraktowali Ewangelie na serio, to dorosną, dojrzeją w wierze. Zanim przyjdzie im pożegnać się z tym światem.
Martwię się bliskimi, którzy – tak mi się wydaje – zeszli z drogi wiary. Najgorsze jest to, że nic nie można zrobić. Pozostaje modlitwa. No i ufność, że Bóg, który udzielił im sakramentu chrztu, którego jako dzieci przyjmowali w Komunii, którego przyjęli w sakramencie bierzmowania…. Że ten Bóg w jakiś nie do odgadnięcia przeze mnie sposób dokończy w nich swojego dzieła i w dniu swego odejścia z tego świata będą na spotkanie z Nim gotowi.
Nie, nie mogę być tego stuprocentowo pewien. Ale proszę o to Boga. Ojca, Syna i Ducha. I mam taką nadzieję.
Dodaj swój komentarz »