Czytam fragment listu świętego Pawła piszącego do Galatów. Nie jestem niewolnikiem, lecz synem. Przybranym Synem Bożym. Dowód? Bóg dał nam swojego Ducha, który woła w nas do Niego: „Abba, Ojcze”. No tak, tak właśnie zwracam się do Boga: „Ojcze nasz”. Każdego dnia... A skoro jestem dzieckiem – wyjaśnia święty Paweł – to i dziedzicem. Tego chce Bóg. Chce podzielić się tym, co Jego. Chce dać mi niebo. W oczach możnych tego świata nic nie znaczę. Dla Najmożniejszego, Boga, jestem tak niezwykle ważny....
Najbardziej uderza mnie jednak w tym krótki czytaniu to wcześniejsze stwierdzenie Pawła, że Bóg posłał swojego Syna na świat „gdy nadeszła pełnia czasu”. Tak, przyjście Boga na świat to niewątpliwie coś niezwykłego, co śmiało można nazwać szczytowym momentem ludzkiej historii. Ja jednak myślę dziś raczej o tym, że Boże sprawy dzieją się, chyba zawsze, gdy „czas się wypełnia”. To znaczy gdy przychodzi na nie właściwa pora.
Pytał mnie dziś kolega czemu Bóg pozwala pogrążać się światu w jakiejś straszliwej logice wojny i zniszczenia. Sam zresztą nieraz pytam o to samo. W słowach Pawła znajduje odpowiedź: widocznie nie nadszedł jeszcze na Boża interwencję właściwy czas. Ale spokojnie, kiedyś ten czas nadejdzie. Bo dobry Bóg jest miłośnikiem dobra. Nie zarozumiałej buty i przebiegłej nieprawości...
Modlitwa
Niecierpliwy jestem, Boże. Chciałbym już, teraz. Gdy nie reagujesz na ludzką nieprawość rodzi się we mnie podejrzenie, że los krzywdzonych jest Ci obojętny, Ale wiem, ufam, że to nie tak. Że czekasz na właściwy czas. Czekasz aż sprawy dojrzeją. Dojrzały owoc zawsze lepszy niż zerwany zbyt wcześnie...