„Jezus wszedł na górę i przywołał do siebie tych, których sam chciał, a oni przyszli do Niego” – czytam w pierwszym zdaniu dzisiejszej Ewangelii. A potem, że ustanowił Dwunastu, by Mu towarzyszyli, by mógł ich wysyłać na głoszenie nauki i by mieli władzę wypędzać złe duchy. I że był wśród nich i ten, który miał Go zdradzić. Moją uwagę szczególnie przykuwa jednak dziś to pierwsze zdanie.
Nie wiem jak „technicznie” wyglądało to przywołanie. Czy zakomunikował to wybranym osobiście i potem poszli razem na górę czy kogoś po tych, a nie innych posłał (kolejność w Ewangelii sugeruje to drugie). W każdym razie wybrał Apostołów spośród tych, którzy za Nim chodzili. I których zapewne już wcześniej znał... Wybrał ich z szerszego grona. Spośród wielu? Może nie tak wielu, ale na pewno spośród więcej niż dwunastu osób. Wskazuje na to zresztą znacznie późniejsze wydarzenie, gdy Apostołowie uzupełniają „wakat” w gronie Dwunastu po Judaszu, gdy los wskazuje Macieja...
Mało istotne? Może. Mnie nie tylko uświadamia, że żeby zostać Apostołem, trzeba być najpierw uczniem. Przede wszystkim jest dla mnie pouczeniem, bym nie będąc zaszczycony wybraniem do grona „ważniejszych”, nie czuł się zwolniony z wezwania do chodzenia za Jezusem. Nieważne, że nie jestem biskupem, księdzem zakonnikiem czy zakonnicą.
Modlitwa
Nie jestem, Boże, nikim wielkim i ważnym. Nie dla mnie achy i ochy zamiłowanych w kadzeniu znanym i poważanym. Ale dziękuję Ci, że dałeś mi łaskę wiary; że mogę być Twoim uczniem. I że mogę wcielać Ewangelię w życie w tych wszystkich drobiazgach, jakie w moją codzienność zsyła mi los