Mamy? Bywa różnie. W zależności od tego kogo słuchamy.
Bywa, piękna liturgia, przenikające do głębi serca Psalmy, wschód słońca na górskim szczycie czy bezinteresowny gest miłości i czujemy się w przedsionku nieba. Nadzieja wydaje się być niewzruszoną skałą, a jej pewności nic nie jest w stanie skruszyć.
Bywa, chcący zniszczyć nadzieję pociąga za sznurki naszych lęków, podsyca wyobraźnię wspomnieniem dawno odpuszczonych grzechów, grób ukazuje oczom jako koniec, ba – posługując się świętymi tekstami próbuje wmawiać: to nie dla ciebie. Nadzieja wydaje się być wołem, ciągnącym człowieka tam, gdzie iść nie chce – ze strachu.
Zatem „baczcie na to, czego słuchacie”.
O mądre rozróżnienia zawsze trudno. A gdy ich brakuje, zło bierze górę. Czy nie tak jest dzisiaj?
Co to takiego? Na czym polega? I jak się ma do współczesnej "kultury naukowej"?