publikacja 28.08.2025 10:53
My mamy być świadkami. Reszta zależy od Boga.
Sodoma – wiadomo – to miasto znane ze Starego Testamentu, zniszczone wraz z Gomorą przez Boga za nieprawości, które się tam dokonywały. Ich ukonkretnieniem było pragnienie dokonania przez jego mieszkańców homoseksualnego gwałtu na Bożych wysłannikach (Rdz 19). Widzieć więc można tu chyba symbol świata pogrążonego w seksualnym rozpasaniu. Egipt z kolei to państwo, które najpierw gościnnie przyjęło potomków Abrahama (Izraela, czyli Jakuba i jego synów), a potem zrobiło z nich niewolników. Ucisk ten był do tego stopnia bezwzględny, że (w pewnym momencie chyba tylko) posunięto się nawet do mordowania dzieci Izraela. I nie zelżał ów ucisk mimo kolejnych zsyłanych przez Mojżesza na ten kraj plag (Wj 10). Egipt jawi się w tym kontekście jako symbol społecznej niesprawiedliwości, za nic mającej sobie nawet Boże upominanie.
A miasto „gdzie także ukrzyżowano ich – Dwóch Świadków – Pana”? To oczywiście Jerozolima. W kontekście tego, co wydarzyło się tam z Jezusem Chrystusem można chyba powiedzieć, że w tym miejscu Apokalipsy miasto to jest symbolem odrzucenia Boga; sprzeciwu wobec Jego planów, budowania religijności, stosunków społecznych i hierarchii wartości po swojemu.
Rozwiązłość, niesprawiedliwość społeczna, odrzucenie Boga. To bliższa charakterystyka świata, który cieszy się ze śmierci Świadków Jezusa Chrystusa...
A po krótkim czasie....
W dalszej części swojej wizji Jan widzi zwycięstwo zabitych wcześniej Dwóch Świadków. Widzi ich pójście śladem Chrystusa – zmartwychwstanie oraz wstąpienie do nieba. Jawne dla ich wrogów.
A po trzech i pół dniach
duch życia z Boga w nich wstąpił
i stanęli na nogi.
A wielki strach padł na tych, co ich oglądali.
Posłyszeli oni donośny głos z nieba do nich mówiący:
«Wstąpcie tutaj!»
I w obłoku wstąpili do nieba,
a ich wrogowie ich zobaczyli.
Scena rozpoczyna się po „trzech i pół” dnia. Połowa siódemki, połowa doskonałości. A że nie chodzi o lata czy nawet miesiące, ale tylko dni – mamy symboliczne przedstawienie czasu stosunkowo krótkiego. Zabici zostają na powrót przez Boga ożywieni. Potem w obłoku wstępują do nieba. Co w tych, którzy ich oglądali – gdy jeszcze byli zabici – budzi zrozumiały strach. System pseudowartości, którego dotąd się trzymali i z powodu którego przyklaskiwali zabijaniu tych, którzy świadczyli o Chrystusie, mocno się zachwiał. Okazało się, że jest Bóg; ktoś kto mocen jest swoich wyrwać nawet ze szponów śmierci. I zabrać ich do nieba, istnienie którego szydercy owi dotąd kwestionowali. Mocne zderzenie dotychczasowych przekonań z rzeczywistością.
Czy chodzi tu – znów zapytajmy – o konkretne dwie osoby, które Bóg na oczach niedowiarków wskrzesi i zabierze do nieba? Tak to wygląda. Ale chyba możemy jednak ciągle trzymać się tego, że owi Dwaj Świadkowie to apostolski Kościół. W takim wypadku scena ta jest obrazem triumfującego Kościoła męczenników: on ciągle się odnawia, ciągle żyje. Jak powie później Tertulian, krew męczenników staje się zasiewem coraz to nowych chrześcijan. Właśnie to jest owym zwycięstwem męczenników. Oni ufali; ufali, że choć dla Chrystusa stracą życie, zostaną wskrzeszeni i pójdą do nieba. A patrzący na nich zaczynają dostrzegać, że faktycznie musi tak być, bo przecież niemożliwe, by aż tylu chrześcijan, mimo groźby śmierci, decydowało się trwać przy tym swoim Chrystusie. Ta scena rozgrywa się nie raz, w jakimś jednym miejscu i jednym momencie historii, ale ciągle, w różnych zakątkach świata i różnych okresach ludzkich dziejów. Ciągle świadectwo chrześcijan oddających dla Chrystusa życie staje się zwycięstwem skutkującym rodzenie się nowych chrześcijan.