Kościół w ruinie
Kościół w ruinie
Ale ten zbudowany z żywych kamieni, którymi my jesteśmy, Bóg ciągle odnawia
HENRYK PRZONDZIONO /Foto Gość

Apokalipsa dziś: Gdy wszystko zdaje się walić

Brak komentarzy: 0

Andrzej Macura

publikacja 28.08.2025 10:53

My mamy być świadkami. Reszta zależy od Boga.

I tak możemy też rozumieć dalszą część tej wizji. Czytamy:

W owej godzinie nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi
i runęła dziesiąta część miasta,
i skutkiem trzęsienia ziemi zginęło siedem tysięcy osób
A pozostali ulegli przerażeniu
i oddali chwałę Bogu nieba.

Trzęsienie ziemi? Runięcie dziesiątej części miasta? Śmierć siedmiu tysięcy ludzi? Brzmi jak opis konkretnej katastrofy. I można tak właśnie, jako zapowiedź jakichś konkretnych wydarzeń, cały ten ustęp czytać. Ale pamiętajmy: trzęsienie ziemi to w Biblii często znak objawiania się Boga. Tak jest na Synaju, tak jest na Golgocie. Owo oddanie przez Dwóch Świadków życia dla Chrystusa – ciągle nowych Dwóch Świadków, ciągle kolejnych – jest dla tych, którzy dotąd odrzucali autorytet Boga swoistym wstrząsem; momentem, w którym Bóg zaczyna dotykać ich serc, jakoś ich zaczyna przemieniać. Ulega zniszczeniu dziesiąta część miasta? Pamiętajmy, że to miasto ma duchowe imię Sodoma, Egipt i Jerozolima. To ten właśnie świat – dziesiąta jego część – wskutek wstrząsu, jakim jest świadectwo chrześcijan gotowych dla swojej wiary pójść na śmierć, ulega zniszczeniu. Są i tacy – symboliczne siedem tysięcy osób – którzy trwają przy swoim i idą na zagładę. Ale reszta, przerażona, także nieprzejednaną postawą owych symbolicznych siedmiu tysięcy, nawraca się; oddaje chwałę Bogu. 

Tak należy ten fragment rozumieć? Przekonany jestem, że tak znacznie lepiej, niż doszukiwać się spełnienia tej zapowiedzi w konkretnym wydarzeniu przeszłości czy teraźniejszości albo i oczekiwać, że spełni się w przyszłości. To dzieje się ciągle...

Tak czy inaczej koniecznie trzeba zauważyć jeszcze jedno: scena ta pokazuje siłę chrześcijańskiego świadectwa; takiego, które dla Chrystusa oddaje życie. Plagi, tak plastycznie przedstawione w poprzednich rozdziałach Apokalipsy, nie powodowały nawróceń. Przynajmniej nie na większą skalę. Śmierć dla Chrystusa, choć początkowo odbierana jest jako klęska, w niedługim czasie staje się tym, przez co Bóg porusza ludzkie serca. I skłania ludzi do oddania Mu chwały. Gdy próbujemy to odnieść do Kościoła dziś...

Po pierwsze, po drugie i po trzecie: świadectwo

Nie, nie chodzi chyba o to, by szukać dziś męczeństwa. Raczej o to, by być świadkami gotowymi dla Chrystusa na wyrzeczenia, a nawet na śmierć. Bo właśnie takie świadectwo sprawia, że ci, którzy cieszyli się z różnych szykan spotykających chrześcijan, zaczynają się zmieniać. Mocne, prawda? Przecież do dokładna odwrotność tego, co proponują dziś tzw. liberalni chrześcijanie: nie mówmy o wymaganiach, nie straszmy piekłem, to ludzie może przyjdą do Kościoła. I najgorsze w tym niby świadectwie: także sobie samym nie stawiajmy znów takich wysokich wymagań; bądźmy chrześcijanami nowoczesnymi, przecież mamy XXI wiek...

Cała zresztą ta scena wydaje się bardzo aktualna. Zadajemy dziś sobie na przykład pytanie dlaczego, choć wcześniej tak dobrze szło – jak z początku owym Dwom Świadkom –  a piekło zdawało się odnosić przegrywać, nagle wszystko się zmieniło: dawna moc gdzieś zniknęła, sukcesy się skończyły, klęska przychodzi za klęską... Co robimy źle? Być może nic takiego, czego źle nie robilibyśmy wcześniej. Ale dziś przyszedł czas, gdy „nasze świadectwo się dopełniło”; teraz czas na chwilowe zwycięstwo mocy zła. By niebawem – za trzy i pół dnia – tym większe okazało się zwycięstwo Boga...  Tak, Dwóch Świadków, apostolski Kościół, też czasem przegrywa. Nie dlatego, że popełnia jakieś większe niż zwykle błędy, nie dlatego, że Bóg odrzucił, zapomniał albo jest na moce zła zbyt słaby. Po prostu taka jest na tę czy inną chwilę Jego wola. 

A ta Bestia wychodząca z Czeluści? Czyż nie jest przypomnieniem, że nie walczymy dziś – jak to napisał święty Paweł – „przeciw krwi i ciału – czyli przeciw własnej słabej cielesności albo przeciw innym ludziom – lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich”? (Ef 6,12) Czy nie to właśnie zobaczyliśmy, gdy parę lat temu na ulice naszych miast wyszły czarne marsze? Czy tak wielką, a irracjonalną nienawiść wobec życia, wobec wyznawców Chrystusa i wszystkiego, co z nimi się kojarzy, da się wytłumaczyć czysto ludzkim gniewem? 

A ta przedstawiona w tej apokaliptycznej scenie charakterystyka miasta, na placu którego leżą zabici Dwaj Świadkowie niczego nie przypomina? Sodoma, Egipt, Jerozolima. Seksualna rozwiązłość, nieczuła na ludzkie krzywdy i niepohamowana w apetycie konsumowania więcej i więcej niesprawiedliwość społeczna, a w końcu to odrzucenie Boga i tworzenie religii wedle własnego pomysłu: czyż to nie nasz świat, świat trzeciej dekady XXI wieku? Dziś świat też cieszy się, gdy chrześcijanie są prześladowani. Uważa, że się nam należy. Bo przecież jesteśmy śmierdzącymi wrzodami na zdrowym ciele światłego, nowoczesnego społeczeństwa. Bo – tego nie przyznają tak łatwo – ciągle przez swoje świadectwo jesteśmy wyrzutem sumienia. Dlatego ten świat się cieszy, gdy chrześcijanom  się obrywa. Nie ma znaczenia, czy za grzechy prawdziwe czy wymyślone...

Świadomi tego opisanego przez Jana scenariusza możemy mieć nadzieję, że już wkrótce Bóg sprawi, iż zostaniemy wywyższeni. Tylko dlaczego zamiast wiernie trwać przy Chrystusie – bo to właśnie nasze świadectwo zdaje się być źródłem nawrócenia świata – część ludzi Kościoła uważa, że lekarstwem na niewiarę jest obniżanie wymagań? I to mimo złych w tym względzie doświadczeń innych wspólnot chrześcijańskich?

Naprawdę warto dziś czytać Apokalipsę...

 

 

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..