A kim Jezus jest dla mnie? No oczywiście, też jest Mesjaszem Bożym. Albo nawet Jezusem, Chrystusem, Synem Bożym i Zbawicielem.
Już wiem. Tam gdzie Boży gdzie Duch, tam porozumienie. Tam gdzie go nie ma, pozostaje pusta paplanina albo milczenie...
Co to w ogóle znaczy: „możesz wybrać, co chcesz, życie albo śmierć”? Któż chciałby wybierać śmierć?! I – „jeśli wybierzesz życie – to umrzesz”?
Też myślę podobnie. Cuda – owszem – to może i dawniej się zdarzały. Albo zdarzają się innym. Dla mnie jest zwyczajność i jarzmo Madianitów
W poszukiwaniu wody pełzają po lądzie albo zagrzebane w wysychającym mule czekają na deszcz. Żydzi uważali je za nieczyste.
Na czele tej pielgrzymki idzie pielgrzym w białej albie i niesie Pismo Święte. Dlaczego? Bo słowo Boże to azymut w życiu chrześcijanina.
Mogłem zostać inżynierem. Mogłem lekarzem. Albo mogłem zająć się biznesami. Ale kiedyś znalazłszy jedną drogocenna perłę, perłę Bożego królestwa, zrezygnowałem z wszystkiego innego.
Moje życie też bywa zagmatwane. Nie bardzo wiem, po co było to albo tamto. Jednego mogę być pewien: obietnice Boże są niezmienne.
Opamiętanie zaczyna się na sali intensywnej terapii, po oblanym egzaminie, kiedy na koncie pojawia się debet, albo najbliższy przyjaciel odchodzi bez słowa w nieznane.
Przebywanie w towarzystwie Jezusa nie zapewnia pomyślności – tak jak nie było gwarantem miejsca po prawej albo lewej stronie w Bożym Królestwie dla synów Zebedeusza.
Da się zamknąć Tego, który tchnie kędy chce, prowadzi do całej prawdy, mówi co usłyszy, w jakiejkolwiek liczbie skończonej?
Bez niego cóż jest? "Jedno cierń i nędze".
Garść uwag na do czytań na niedzielę Zesłania Ducha Świętego, rok B z cyklu „Biblijne konteksty”
Komentarze biblijne do czytań liturgicznych.