Lato to czas jakiś inny. Nawet kiedy trzeba pracować, myśli chętniej biegną ku nieodkrytemu. A może warto odkryć też wąskie ścieżki prawdziwego szczęścia?
Jak mam żyć, żeby podobać się Bogu? To pytanie zadaje sobie wielu gorliwych chrześcijan. Bo choć ogólnie znamy Bożą wolę – pamiętamy przecież o przykazaniach – problem tkwi w szczegółach. Co z tego, że nikogo nie potraktowałem siekierą, jeśli ranię ludzi swoimi słowami? Co z tego, że nikomu niczego nie zabrałem z jego domu, jeśli sprzedałem mu samochód ze skrzętnie ukrytymi usterkami? Co z tego, że gorliwie mówię o Ewangelii, jeśli swoim życiem do niej zniechęcam?
Jak więc żyć, żeby podobać się Bogu? W kontekście odpowiedzi na to pytanie często wskazuje się drogę ośmiu błogosławieństw. Ale...To chyba nie do końca tak....
To nie jest droga, na którą można po prostu wejść, jak wjeżdża się przez bramkę na autostradę. To raczej droga, którą dane jest człowiekowi iść albo nie, droga na którą rzuca człowieka los. Będąc już na niej, stając przed koniecznością dokonania konkretnych wyborów, można ją zaakceptować, cieszyć się nią, lub się zbuntować. Dlaczego tak?
Jezus nie mówi przecież „bądź ubogi w duchu”, „bądź smutny”, „bądź miłosierny”. Mówi „błogosławieni ubodzy w duchu, bo”, „błogosławieni smutni, bo”, „błogosławieni miłosierni, bo”. Osiem błogosławieństw to styl życia. Przeżywając konkretne życiowe trudności możesz go przyjąć albo nie. Ale te trudności niekoniecznie muszą cię dopaść. Możesz zwyczajnie nie mieć okazji, by w takiej konkretnej trudnej sytuacji się sprawdzić. Z pozoru różnica drobna, ale jednak ustawiająca człowieka w zupełnie innej pozycji.
Bo chrześcijanin nie musi wybierać drogi cierpiętnictwa. Powinien jednak pytać czy i gdzie, na którą ze ścieżek ośmiu błogosławieństw, rzucił mnie dziś los. I patrząc na swoją sytuację przez ich pryzmat znajdować trudne szczęście płynące ze świadomości, że oto z pozoru zły los okazał się dla mnie łaskawy. Bo dał mi szansę stać się błogosławionym.
Zanim wejdziemy na konkretne ścieżki jeszcze rzut oka na mapę. Dokładniej, na jej legendę. Wyjaśnijmy dwa umieszczone na niej znaczki.
Co znaczy „błogosławieni”? Napisano na ten temat całe elaboraty. Dla nas będzie to znaczyło po prostu „szczęśliwi”. Może i szczęściem płynącym jakoś z Boga, ale to bez znaczenia. Każde dobro to przecież ostatecznie Jego dar. Więc wystarczy, jeśli być błogosławionym znaczyć będzie dla nas po prostu być szczęśliwym....
A po drugie.... Zauważmy, że choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, właściwie każde z ośmiu błogosławieństw zbudowane jest na zasadzie „czego człowiekowi brak, to dostanie”; każdemu brakowi opisanemu w pierwszej części błogosławieństwa odpowiada zapowiedź daru ten brak likwidującego w drugiej jego części. To ważne. Pomaga bowiem nie wikłać się w rozważania na temat odcieni znaczenia słów, a zobaczyć konkret.
No to zaczynamy?
Spokojnie, jeszcze nie dziś. To dopiero propozycja. Jak do każdej wakacyjnej wyprawy trzeba się jeszcze trochę przygotować. Niekoniecznie pakując walizki. Ale dając sobie parę dni na zastanowienie się, czy w ogóle chcę się w taką kałabanię pakować. Bo Jezusowe osiem błogosławieństw wywraca widzenie świata do góry nogami. Dowiesz się, że niedostatek jest bogactwem, strata zyskiem, a upokorzenie wywyższeniem. Że kałuże błota na drodze mogą być piękne, gdy idzie się nią służyć bliźnim. Że nieważne, czy sąsiedzi cię pozdrawiają, a proboszcz rozpoznaje, ale czy Jezus spotykając cię, na twój widok się uśmiechnie. Jesteś na coś takiego gotowy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |