Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Kiedy autentycznie pragniemy pełni życia, musimy pamiętać jednocześnie o prawdzie naszego upadku, o tajemnicy nieprawości w nas istniejącej.
Konieczna jest konfrontacja z własnym grzechem, z bardzo przykrą prawdą o swojej głupocie, małości i nieprawości. Bez niej nie można w istotny sposób się poprawić. Do tego potrzeba odwagi wyrastającej z wewnętrznej determinacji, aby szukać prawdy i w oparciu o nią dojść do prawdziwego życia.
Jednak kiedy już poznamy swój grzech, potrzeba kolejnego kroku wymagającego odwagi: wyprowadzić z poznanej prawdy praktyczne wnioski i zmienić własne życie. Okazuje się bowiem, że wiedza i postępowanie często nie mają w naszym życiu ze sobą nic wspólnego. Nie jest to jedynie problem współczesnych ludzi, ale zakorzeniony jest on głębiej w naszym sercu. Pisze o nim św. Paweł w Liście do Rzymian:
"Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię właśnie zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło. Albowiem wewnętrzny człowiek [we mnie] ma upodobanie zgodne z Prawem Bożym. W członkach zaś moich spostrzegam prawo inne, które toczy walkę z prawem mojego umysłu i bierze mnie w niewolę pod prawo grzechu mieszkającego w moich członkach. Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś – prawu grzechu" (Rz 7,18–25).
Święty Paweł opisał istniejący w nas wewnętrzny mechanizm, który nazywamy tajemnicą nieprawości, a czasem grzechem pierworodnym. Nie jest on tożsamy z grzechem rajskim. Opis grzechu pierwszych rodziców ma charakter etiologiczny, tzn. jest opowiadaniem, które stara się wyjaśnić obserwowane skutki, czyli ową tajemnicę nieprawości, którą każdy może w sobie odkryć.
Opis z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju w sposób obrazowy oddaje mechanizm działania grzechu i tego, czego on dokonuje w nas. Odsłania on w ten sposób prawdę tego, co jest w każdym z nas.
Na czym ten grzech polega? Nie sprowadza się on do prostego nieposłuszeństwa nakazowi Pana Boga, czyli spożycia owocu z drzewa poznania dobra i zła. Samo przekroczenie tego zakazu to już raczej owoc grzechu. Sam grzech dokonał się wpierw w sercu człowieka. Wąż, który reprezentuje Szatana, nie namawiał Ewy wprost: „zerwij i zjedz”. On tylko zapytał: Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? (Rdz 3,1). To pozorne pytanie wyolbrzymiało ciężar Bożego zakazu i w istocie przygotowywało jedynie grunt pod dalej sformułowaną wątpliwość:
Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło (Rdz 3,4n).
Czyli jeżeli spożyjecie, to podobnie jak Bóg będziecie mieli nad wszystkim władzę. W ten sposób wąż podważył w człowieku wiarę w bezinteresowną i szczerą miłość Boga do człowieka. W relację pomiędzy człowiekiem i Bogiem wkradł się cień zwątpienia. Pierwotna relacja „ja – Ty” człowieka do Boga zmieniła się na relację „ja – On”. To w słowach węża pojawił się zaimek „On” w odniesieniu do Boga. Od tego momentu człowiek zaczął myśleć o Bogu w kategorii trzeciej osoby, separując się od Niego. Relacja „ja – on” jest zupełnie inną relacją niż relacja „ja – ty”. Ze swojej natury jesteśmy stworzeni do relacji „ja – ty” i jedynie w takiej relacji możemy się w pełni zrealizować. Poza nią nie jesteśmy w pełni sobą. Wejście w taką relację dokonuje się przez swoiste „obudzenie się” i przez odpowiedź „ja” na wezwanie pochodzące od kogoś. Kiedy odpowiadamy na nie, w pełni „ja” rozpoczyna się żywa więź.
Żeby lepiej zrozumieć, co się dokonało przez zmianę relacji do Boga, trzeba bliżej się przyjrzeć różnicy pomiędzy relacją „ja – ty”, a relacją „ja – on”. Bardzo dramatycznie wyraził to kiedyś ks. Tischner, pisząc: „Ciebie zabić nie mogę”. Można by to sparafrazować i powiedzieć bardziej ogólnie: „Ciebie skrzywdzić nie mogę”. Mogę skrzywdzić ją czy jego, ale ciebie nie! Póki jesteśmy w żywej relacji, nie jesteśmy w stanie skrzywdzić drugiego.