Garść uwag do czytań na Niedzielę Palmową Męki Pańskiej roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Św. Paweł ustawia sprawę zupełnie inaczej. Akcentuje nie cierpienie i śmierć, ale posłuszeństwo. Jezus istniejąc w postaci Bożej (czyli będąc Bogiem) uniża się i przychodzi na świat jako człowiek. We wszystkim co robi, jest posłuszny Ojcu. W posłuszeństwie Ojcu naucza, w posłuszeństwie Ojcu uzdrawia. Tak, uzdrawia. Bo Bóg wcale nie ma zamiłowania do cierpienia. Ale to pełnienie misji zleconej przez Ojca, to posłuszeństwo wobec Niego sprawia, że część Żydów zaczyna Jezusa nienawidzić. I co Jezus robi? Nie wycofuje się ze swojej misji i nie ucieka. Prowadzi ją dalej. W momencie aresztowania w Ogrójcu nie zabija jednym słowem swoich przeciwników. Potem, wobec arcykapłana, pytany o swoją godność przyznaje, że jest Synem Bożym (stwierdzenie że Syn Człowieczy będzie zasiadał po prawicy Boga – a po prawej ręce króla siadywał tylko syn, następca tronu). I wobec uznania tego za bluźnierstwo nie wykręca się, że źle Go zrozumiano, że to wszystko jest nieporozumieniem. Zdaje się na łaskę swoich wrogów. Wierny aż do końca swojemu posłannictwu.
Dlatego że jest wierny, posłuszny Ojcu, przyjmuje wszystkie cierpienia. Zniewagi, bicie, oplucie, szyderstwa, koronowanie cierniem, popychanie i przybicie do krzyża. Ale jeszcze raz - to nie przez ten fizyczny ból jesteśmy zbawieni, ale przez posłuszeństwo. Posłuszeństwo, które wiele kosztowało. Posłuszeństwo, które kazało Jezusowi nie cofnąć się nawet przed ogromnym cierpieniem, a w końcu także śmiercią. Jak przez nieposłusznego Adama na świecie zagościł grzech, a bramy raju zostały zamknięte, tak przez posłusznego Jezusa rozlewa się na świecie łaska i zbawienie. A bramy nieba zostają otwarte...
Właśnie to dające człowiekowi zbawienie posłuszeństwo Jezusa aż do śmierci – pisze dalej autor "Hymnu o kenozie” – daje Mu też w konsekwencji wywyższenie, „darowanie imienia ponad wszelkie imię” i wyznanie „wszelkiego języka” – czyli Jego uczniów, ale i pewnie istot świata duchowego – że Jezus jest Panem (czyli Bogiem).
3. Kontekst Ewangelii Mk 14,1-15,47
Ewangelista Marek z którego dzieła pochodzi tegoroczna Ewangelia na Niedzielę Palmową Męki Pańskiej, podzielił swoje dzieło na dwie części. W pierwszej odpowiada na pytanie kim jest Jezus, odkrywa – wraz z czytelnikami – Jego tożsamość. Druga to przedstawienie na czym polega droga ucznia Chrystusa. I bezpośrednio przed opowieścią o wydarzeniach w Jerozolimie umieszcza scenę z niewidomym z Jerycha.
Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.
Pewnie chodziło i drogę fizycznie rozumianą, tę, która wiedzie z Jerycha do Jerozolimy. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że dla czytelnika Ewangelii owa droga ma wymiar bardziej duchowy. Warto przypomnieć: niektórzy bibliści nazywają Ewangelię Marka „podręcznikiem katechumena”. Kandydat do chrztu też woła do Jezusa „Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Przecież szuka ratunku przed wieczną śmiercią, zbawienia. Wezwany przez Jezusa też zrzuca z siebie starą szatę (podobnie jak młodzieniec w Getsemani, w scenie aresztowania Jezusa; tu kłania się symbolika białej szaty przy udzielaniu sakramentu chrztu) i woła raz jeszcze „Rabbuni, żebym przejrzał”. A gdy spada na niego łaska chrztu (jest on obmyciem, ale przecież i oświeceniem!) idzie za Jezusem. Gdzie?
Ano do Jerozolimy. Przyjdzie mu tam przeżywać chwile radości, ale i konieczność wejścia w spór z tymi, którzy odrzucają Jezusa, a w końcu i wielkiego cierpienia. Końcem tej drogi z Jezusem, tego trwania razem z Nim w wierności Ojcu, jest zmartwychwstanie.... Gdy uświadomić sobie, jak swoją wiarę przeżywać muszą dziś chrześcijanie prześladowani, aż ciarki przechodzą nad ich podobieństwem do tej drogi Jezusa. I wstyd, że nasza miłość, miłość chrześcijan żyjących w świecie pokoju i dobrobytu, taka nijaka...
Ewangelię tej niedzieli trzeba więc odczytywać nie tyle jako pewną historię. To przede wszystkim swoista alegoria drogi każdego serio traktującego swoją wiarę chrześcijanina. Drogi, na której nie są istotne takie czy inne sukcesy, także duszpasterskie, ale przede wszystkim wierność Ojcu.
Jako ze Ewangelia tej niedzieli jest bardzo długa nie będę jej tu przytaczał w całości. Dla wygody – jeszcze raz link do wszystkich czytań tej niedzieli.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |