Portret chrześcijanina

Te krótkie, wypływające z treści Ewangelii rozprawki mogą pomóc czytelnikom w refleksji nad naszym chrześcijańskim esse et agere – być i działać. abp Alfons Nossol

 

37. Wrócić do Emaus


Tego samego dnia dwaj z uczniów Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze? Zatrzymali się smutni... (Łk 24, 13-17).


Czy smutek jest jednym z rysów portretu chrześcijanina? Bynajmniej. Ale chrześcijanin nie przestaje być człowiekiem. Ze wszystkimi ludzkimi cechami. Dlatego ani dziwię się, ani ganię smutku Kleofasa i jego towarzysza. Jacy mieli być, skoro Jezus, ich przyjaciel, w dramatycznych okolicznościach został niesprawiedliwie skazany i co prędzej na krzyżu uśmiercony. Chrześcijanin, który by trzeciego dnia po pogrzebie przyjaciela podśpiewywał sobie i pogwizdywał z radości, byłby – przyznajcie mi rację – nieco podejrzany. Dlatego obaj wędrowcy zatrzymali się smutni. W oczach mieli wydarzenia sprzed dwóch dni. I niczego nie rozumieli. To przekraczało możliwości ich pojmowania. Jak każde cierpienie – tyle, że to było spotęgowane do granic absurdu. Szli, rozprawiali, byli smutni... W tym rzecz: tylko taka reakcja. Tylko tyle, że byli smutni. Bo jakże łatwo ocierając się o krzyż, przeżywając cierpienie najbliższych, samemu wreszcie doznając bólu, wołać w niebo „Ciebie tam nie ma!” Albo i gorzej – przeklinać Bogu, odwrócić się od Niego, wiarę odrzucić, jak bajeczkę z dzieciństwa. I każda z tych pokus jest bardzo ludzką pokusą. Więcej – te pokusy wziął na siebie ukrzyżowany Jezus, gdy wołał „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił...” Nie rozumiał? Skarżył się? Ojcu wyrzuty czynił? Dlatego chrześcijanin może wołać podobnie, może się skarżyć, może pytać milczącego nieba, może wreszcie odejść smutny i nic nie rozumiejący. Odejść... Ale dokąd? Owi dwaj uczniowie poszli do Emaus. Nie było tam pewnie nic niezwykłego, ani szczególnie zajmującego. Oni po prostu wracali do swej codzienności. I to jest ważne: by chrześcijanin, niczego nie rozumiejąc z próby cierpienia, nie pozwolił wyrwać się ze swej codzienności, by nie zapadł się w otchłań cierpienia tak głęboko, gdzie wszystko traci sens. Innymi słowy – mimo krzyża trzeba żyć dalej, trzeba zadbać o codzienny byt swój i swoich bliskich. Potrzebne to z wielu względów. Także dlatego, że jest wyrazem jakiegoś fundamentalnego przeświadczenia, iż toczące się życie ma jednak jakiś sens. Dlatego chrześcijanin nie buduje sobie schroniska na cmentarzu, by tam rozpamiętywać ból, lecz wraca do swojego Emaus, do bliskich, do domu, do pracy, do czynienia dobrze.

 

Spis treści :.

 

«« | « | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama