Te krótkie, wypływające z treści Ewangelii rozprawki mogą pomóc czytelnikom w refleksji nad naszym chrześcijańskim esse et agere – być i działać. abp Alfons Nossol
36. Czy bez Jezusa łatwiej?
Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10, 38-39).
Nie od razu krzyż stał się znakiem chrześcijan. Dla pierwszych pokoleń symbolem rozpoznawczym był rysunek ryby. To od pierwszych liter greckich wyrazów znaczących „Jezus Chrystus Boży Syn Zbawiciel” (skrót brzmiał IHTYS). Zapisane przez ewangelistę słowa o krzyżu znane były chrześcijanom zawsze. Rozumiane były i dosłownie, i symbolicznie. Dosłownie, gdy przychodziło umierać za wyznanie wiary. Bywała to dosłowność bezwzględna, bo wielu ukrzyżowano. Czas prześladowań za wiarę minął. Można pytać, czy bezpowrotnie i czy wszędzie... Jakby nie patrzyć, w codziennym życiu cierpienie jest wszechobecne, a przychodzi na różne sposoby i różne przybiera oblicza. W Ewangelii niepokojące jest zdanie: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Czyżby oznaczało ono, że Jezus potwierdza tę przerażającą wszechobecność cierpienia w naszym życiu? Czyżby miało chodzić o każde, tak często bezsensowne, paraliżujące człowieka i jego ducha cierpienie? Może rację mają ci wszyscy, którzy wojują z obecnością krzyża w szkolnych klasach, szpitalnych salach i publicznych miejscach, mówiąc: „Dość bólu i cierpienia w świecie, po co jeszcze o tym przypominać. Nie chcemy patrzyć na krzyże i nie chcemy, by patrzyły nasze dzieci”. Och, żebyż to usunięcie krzyży mogło być równoznaczne z wyeliminowaniem cierpienia z ludzkiego życia! Krzyż-przedmiot można zdjąć ze ściany, cierpienie mimo to zostanie. Tak naprawdę to każdy człowiek o tym wie. Chrześcijanin wie jednak więcej. To mianowicie, że krzyż – zawsze pozostając dramatem – w rękach cierpiącego Jezusa stał się narzędziem przezwyciężenia... krzyża. Dlatego chrześcijanin nie boi się ani krzyża zawieszonego na ścianie, noszonego na szyi, czy stojącego u rozstaju dróg, ani krzyża przychodzącego jako ból, kalectwo, samotność, krzywda, niezrozumienie, prześladowanie, czy wreszcie śmierć. Chrześcijanin wie, że cierpienie przeżywane bez Jezusa jest siłą niszczącą. Owszem, przyznaje on rację wszystkim, którzy mówią: Cierpienie jest bezsensowne. Lecz dodaje: Cierpienie jest absurdalne, jeśli walczyć z nim samotnie, bez Jezusa, bez wiary w Jego zwycięstwo. Trudno zatem dziwić się niechrześcijanom, którzy pragną wyeliminować ze swego otoczenia symbol krzyża – po co przypominać o tym, co i tak boli? Nie sam krzyż – ani jako przedmiot, ani jako cierpienie – lecz osoba Jezusa stanowi o nadaniu cierpieniu znaczenia i sensu. I tylko idąc ręka w rękę z Jezusem, można tracąc życie – odnaleźć je. Że nie łatwa ta droga? Ale czy bez Jezusa jest łatwiejsza?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |