Może najwyższa pora spojrzeć na Słowo Boże z trochę innej perspektywy. Spróbować przyglądnąć mu się oczyma i usłyszeć uszami tych, którzy je zapisywali.
Jeśli chcesz kogoś poznać, to najlepiej spotkać się z nim samym. Pozwolić jemu samemu, by doszedł do głosu. By on sam opowiedział historię swojego życia, o tym, co jest w jego sercu, co zaprząta jego umysł.
Oprócz słuchania patrzysz, obserwujesz, bo przecież słowa to tylko słowa. Powiedzieć da się wszystko, ale czy to idzie w parze z życiem? Nie zawsze. Doskonale o tym wiemy, doskonale to rozumiemy. I tu właśnie rodzi się problem, kiedy spotykamy się z Biblią.
Możemy wpaść w pułapkę i potraktować ją jak każde inne słowo wypowiedziane w ludzkim języku. Nie traktować go tak serio, jak na to zasługuje. My chcemy dowodów, a nie tylko słów! A tu same słowa… Co teraz?
Może najwyższa pora spojrzeć na Słowo Boże z trochę innej perspektywy. Spróbować przyglądnąć mu się oczyma i usłyszeć uszami tych, którzy je zapisywali.
Starożytna kultura Bliskiego Wschodu przywiązywała nieporównywanie większą wagę do wypowiadanych słów niż my. Kiedy nam potrzebne jest wszystko na piśmie, potwierdzone pieczątką, zaksięgowane i skatalogowane, im wystarczało wypowiedziane słowo. To, co się mówiło, miało znaczenie, było ważne i obowiązywało. Słowo było tym, co oznacza.
Spójrzmy na opis stworzenia otwierający Księgę Rodzaju. Jak Bóg stwarza? On mówi i staje się to, co mówi. Słowo wypowiedziane z ust Boga tworzy nową rzeczywistość! Ma moc stwórczą. Ono działa, ma do spełnienia misję. Nie na darmo termin dawar (słowo) jest zbudowany na tym samym rdzeniu co dwora (pszczoła). W języku polskim nie łączymy jednego z drugim. „Słowo” i „pszczoła” pozostają dla nas dwiema zupełnie niespokrewnionymi rzeczywistościami. A tymczasem Hebrajczycy widzieli przedziwną łączność między jednym a drugim.
Słowo wypuszczone z ust, jak pszczoła z ula, ma misję. Nie lata na darmo; jeśli wychodzi, to tylko w konkretnym celu. I wraca, spełniwszy zadanie. Mała, niepozorna pszczoła, często lekceważona, ale bez niej nie będzie miodu. To właśnie praca tysięcy owadów sprawia, że możemy smakować miód. Każda pszczoła jest ważna, każda jest potrzebna, konieczna, by on powstał. Słowo bywa niedoceniane (Ach! Cóż to znaczy! Nic ważnego, to tylko kilka słów…), bo nie widzimy od razu słoika pełnego miodu. A jednak słowo do słowa i będzie owoc.
W biblijnym myśleniu o rzeczywistości słowa na pierwszy plan wysuwa się jego konkret. Hebrajskie dawar to także rzecz, coś konkretnego. Coś, czego można się uchwycić! Na czym można budować. Coś, czemu można ufać. I tu nie chodzi tylko o słowa wypowiadane przez Boga. Oczywiście, że one są najważniejsze, najmocniejsze, najbardziej konkretne, ale tu chodzi także o słowo ludzkie. Bo przecież człowiek został stworzony na podobieństwo swojego Stwórcy. Każde słowo ma moc. A co dopiero słowo Boga!
W takiej właśnie kulturze przekazywane było orędzie Najwyższego. Nie potrzeba było udowadniać go czymś zewnętrznym. Samo słowo było dowodem. Sięgając po Biblię, sięgamy po słowo samego Stwórcy. Po słowo Boga, który właśnie taki ma sposób stwarzania. Słowem. I to, co On wypowiada, ma zadziwiającą moc. On wypuszcza ze swoich ust słowa, by przyniosły owoc. I tak się stanie, choć możemy nie od razu zobaczyć efekt.
Tym różni się Biblia od innych ksiąg, że tu spotykamy się z mocą nie tylko ludzkiego słowa, ale i Bożego. Inne książki mogą inspirować, dawać motywację, wywoływać wzruszenie, poruszać nasze emocje, ale tylko Słowo Boże może działać z taką mocą.
Bóg wie, co mówi! Bierze odpowiedzialność za wypowiadane przez siebie słowa. To nie są obietnice bez pokrycia, puste słówka, za którymi nie stoi żadna rzeczywistość. One są pełne znaczenia, pełne mocy, konkretne.
*
Powyższy tekst pochodzi z książki "słowo przed Słowem. Zachwyć się Pismem Świętym". Autorka: Maria Miduch. Wydawnictwo WAM