Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Musieli miewać widzenia skoro zauważyli podobieństwo. Czyli należeli do ludzi pobożnych. Nie pierwszy to przypadek. Brak tej cechy zbyt często przypisuje się faryzeuszom i uczonym w Prawie. W rzeczy samej wielu z nich pielęgnowało modlitwę, rozważało Słowo, pełniło dobre uczynki. Jeśli już, pewnie można mówić o zatrzymaniu się w rozwoju. Nie byli zdolni przekroczyć pewnej granicy. Religijność wyznaczyła im sztywne ramy, stąd w wytyczonej przestrzeni zabrakło miejsca na Boże niespodzianki.
W czym mogło objawić się podobieństwo do anioła? Prawdopodobnie w spokoju, z jakim Szczepan wysłuchał fałszywego oskarżenia. W takiej sytuacji czymś normalnym jest uniesiony głos, krzyk zaprzeczenia, oburzenie. Być może pokój, jakim było wypełnione jego serce, wyrył się na twarzy. Stąd kolejne przypuszczenie. Członkowie Sanhedrynu nie musieli mieć widzeń, by zauważyć podobieństwo. Wystarczyły nie zionące gniewem i nienawiścią oczy.
Czy Szczepan miał świadomość zauważonego przez innych podobieństwa? Zapewne przeżywał sąd jak ów mnich, który nie chciał uzdrawiać innych, by nie wpaść w pychę. Dlatego aniołowie wyprosili mu tę łaskę, by uzdrawiał swoim cieniem. Pod warunkiem, że padał za nim. Szczepan nie miał uzdrawiającego cienia. Miał wiarę w Tego, którego Ojciec posłał i czyniący go silnym Chleb. Tyle wystarczy, by być podobnym.