Brzemienna treścią Ewangelia tego dnia. To stwierdzenie, dla nas może już oczywiste, że kto zobaczył Jezusa, zobaczył też Boga, a więc, że taki jest Bóg, jaki był żyjąc na ziemi Jezus; nie wielki, wyniosły i niedostępny, ale bliski, pokorny, trochę jak człowiek zwyczajny. Albo to że potępi się nie tyle człowiek, który nie wierzy w Jezusa, ale ten, kto Go usłyszał, ale nie usłuchał. No i że potępi takiego człowieka nie Jezus, ale słowo, które odrzucił. Bo ono jest życiem wiecznym; odrzucając je człowiek odrzuca życie wieczne...
Ale najbardziej porusza mnie, gdy słyszę Jezusa mówiącego „Ja przyszedłem na świat jako światłość, aby nikt, kto we Mnie wierzy, nie pozostawał w ciemności”.
Patrzę na to, co dzieje się dziś w świecie. Na triumfującą pychę, podłość, obłudę, zakłamanie, kolesiostwo i ile tam ich jeszcze jest... I uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie ma się czym żołądkować. Że to wszystko takie małe, tak nic nie znaczące... Przecież ten, kto chodzi w ciemności, choćby nie wiadomo jak się puszył, jest zagubiony. Wcześniej czy później potknie się i upadnie. A ci, którzy ufają Chrystusowi mają światło, żyją w świetle; wiedzą skąd przychodzą i dokąd idą. I nawet jeśli się potkną – wstaną i pójdą dalej.