Te krótkie, wypływające z treści Ewangelii rozprawki mogą pomóc czytelnikom w refleksji nad naszym chrześcijańskim esse et agere – być i działać. abp Alfons Nossol
69. W biegu po nagrodę
Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą. Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego (1 Kor 9, 25-27).
Z Koryntu do Olimpii to tylko nieco ponad 100 kilometrów. W czasach św. Pawła nie trzeba było odbywać i tej podróży, by wziąć udział w zmaganiach atletów. A Paweł jakby widział i nasze czasy, gdy zdobycie sportowego trofeum przynosi zwykle większy rozgłos i sławę, niż dokonania uczonych. Ileż trzeba wysiłku i treningu, by zdobyć nie jakąś tam nagrodę w powiatowych zawodach, ale by stać się w swej dyscyplinie (nawet i ta nazwa wiele mówi) pierwszym. Widocznie Apostoł podziwiał sportowe widowiska swoich czasów, zastanawiał się i myślał...
Myślał nad tym, czy warto. A skoro życie dawało odpowiedź, że warto zabiegać o sportowe medale, pytał dalej: czy nie warto sobie narzucać dyscypliny dla nagrody większej? Nieprzemijającej? I w tym miejscu otwiera się pole fantazji – bo nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tej nagrody. Bo „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor, 2, 9). Zatem bez wątpienia warto. Po stokroć warto. Powiedziałbym nawet tak: warto także zaryzykować. Skoro nie wiem, jaka to nagroda, skoro mogę sobie tylko pofantazjować na jej temat, to jest jakieś ryzyko. Ale nie dla chrześcijanina. I to jest bardzo ważny rys jego portretu: z czysto ziemskiego punktu widzenia ryzykuje. Z punktu widzenia wiary nie ponosi żadnego ryzyka. Bo dzięki wierze widzi dalej, bardzo daleko (zob. Hbr 11, 1nn). A dzięki zmartwywstaniu Jezusa nawet ryzyko śmierci przestaje być ryzykowne, choć pozostaje bardzo trudne. Dlatego tak wielu chrześcijan w ciągu dwudziestu już wieków życiem ryzykowało i płaciło życiem za swoją nadzieję nieprzemijającej nagrody. To męczennicy wiary. Ale także męczennicy dobroci, solidności, ludzkiej wierności. To wszyscy, którzy zapominając o sobie, służyli innym ofiarną pomocą, czasem, siłami, zdrowiem...
By jednak być zdatnym do udziału w tej życiowej gonitwie o dobro, trzeba treningu. I o tym Apostoł wie, pisząc: poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę. Dlatego w chrześcijańskiej tradycji, od czasu podjęcia przez Jezusa czterdziestodniowego postu, asceza, umartwienie, poskramianie własnego ciała (ale także swego ducha!) jest takie ważne. Ale czy aby w naszych czasach sportowcy nie wkładają większego wysiłku w zdobywanie medali, niż chrześcijanie w swój wielki bieg po nagrodę u Boga? Może warto pójść na jakieś zawody, by jeszcze raz przemyśleć pawłowe wyznanie?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |