Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Życie ma sens tylko wtedy, gdy jest dawaniem siebie, gdy przybiera kształt miłości gotowej do ofiary, gotowej na cierpienie i na śmierć.
1. „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Tę prośbę kierują do Filipa tajemniczy Grecy. Kim są i skąd przybyli? Nie wiemy. Ale nie jest to ważne. Grecy (przynajmniej ci starożytni) to naród filozofów, to poszukiwacze prawdy. Ludzie stawiający najważniejsze pytania, szukający sensu świata i człowieka. Cechą współczesności jest zwątpienie, rezygnacja z pytań o wielką prawdę, o wielki sens. Ale kto mimo wszystko ma w sobie coś z tej „greckiej” (a może zwyczajnie ludzkiej) ambicji poszukiwania rzeczy najważniejszych, musi dotrzeć do Jezusa. Bo w Nim jest odpowiedź. On sam jest odpowiedzią.
2. Odpowiedź Jezusa nie jest wykładem filozofa, ale zaproszeniem do pójścia Jego drogą. A ta droga prowadzi na Golgotę, ostateczną odpowiedzią na pytanie o prawdę o życiu jest bowiem krzyż. „Ziarno musi obumrzeć, aby wydać plon”. Życie ma sens tylko wtedy, gdy jest dawaniem siebie, gdy przybiera kształt miłości gotowej do ofiary, gotowej na cierpienie i na śmierć. Gdy rozważamy Drogę Krzyżową, adorujemy taką właśnie miłość. To nie cierpienie zbawia ani śmierć, lecz miłość, która nie waha się cierpieć i umierać. Oto największy paradoks Ewangelii. Życie rodzi się nie tyle ze śmierci, ile raczej z życia ofiarowanego, oddanego, złożonego na ołtarzu z miłości. Aby poznać odpowiedź na najgłębsze pytania mojej egzystencji, nie wystarczy sam intelekt. Potrzebne jest serce, które da się pociągnąć Miłości Ukrzyżowanej. „Gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” – mówi Pan. Moje ludzkie życie jest ziarnem, z którego ma być chleb dla innych. Ale będzie chleb, jeśli zgodzę się na posianie w ziemię, czyli zaangażowanie w służbę, na zmielenie przez ofiarność, na wypieczenie w ogniu miłości. Inaczej zostanę tylko samotnym spleśniałym ziarnem, niczym więcej.
3. „Teraz dusza moja doznała lęku”. Ofiarna miłość może przerażać. Jest bowiem skokiem w ciemność, ryzykiem. Wydaje się szaleństwem, czymś wbrew instynktowi. Stąd ten strach. W Ewangelii św. Jana nie ma opisu rozterki Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. Ale ten fragment odsłania coś z Jego wewnętrznego zmagania. Chrystus po ludzku się boi, ale przezwycięża ten lęk, umocniony głosem Ojca. Gdy paraliżuje nas strach przed daniem siebie, gdy boimy się, że ta miłość nas wykończy, ukrzyżuje, wtedy siły trzeba szukać „u góry”, u Ojca. Danie siebie innym zawiera w sobie także danie siebie Ojcu.
4. W Ewangelii Jana wielokrotnie mowa jest o „godzinie” Jezusa, począwszy od cudu w Kanie. Ta Jego godzina to „Msza” odprawiona na krzyżu. To godzina, która po ludzku jest klęską, upokorzeniem, poniżeniem. A w istocie wywyższeniem, otoczeniem chwałą, zwycięstwem. To godzina, w której rozbłyska największa miłość, choć pozornie triumfuje nienawiść. Każdemu z nas pisana jest jakaś godzina (może rozłożona na minuty). Te przełomowe momenty, w których miłość walczy ze lękiem o siebie. Jezus mówi: „przyszedłem na tę godzinę”. To był cel Jego życia. Ja też mam swój cel. Umrzeć dla siebie, by naprawdę żyć. Przyjąć swój krzyż.