Formalizm religijny to nie wiara

Garść uwag do czytań X niedzieli zwykłej roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

4. Warto zauważyć

  • Najistotniejsze w kontekście przesłania Ewangelii? Że sprawiedliwych mu za mało: Bóg chce powołać też grzeszników. To nie jest tak, że najpierw jest nawrócenie, potem „kwarantanna” a potem dopiero misja. To „misja z marszu”. Nie wiemy nawet czy Mateusz dał Jezusowi jakiś powód, by uznał go za godnego zostania apostołem. Faktem jest, że powołany zostaje wprost z komory celnej, czyli w momencie, gdy wykonywał swoją mało chlubną pracę.

    I podobnie jest z owymi „celnikami i grzesznikami, z którymi Jezus ucztuje: nie wiadomo, czy wykazywali jakąś skruchę. Jezus po prostu liczy, że zmieni ich okazana im łaskawość, nie na odwrót: że zasłużą na nią dopiero, gdy się nawrócą. Chyba bardzo ważne i dziś; bo różnie z tą nasza otwartością na „celników i grzeszników” bywa.
     
  • Chcę miłosierdzia, nie ofiary... Poznania Boga bardziej niż  całopaleń można by dodać za Ozeaszem (6,6)... W tym miejscu wystarczy odesłać do tego, co pisałem przy okazji pierwszego czytania. Bóg nie oczekuje religijności wyrażającej się jedynie w formach zewnętrznych, w kulcie. Chce, by w wiarę angażowało się ludzkie serce. Uchybienia w tym zewnętrznym kulcie nie są tak ważne, gdy serce jest przy Bogu. I odwrotnie: formalizm religijny nie podoba się Bogu.
     
  • Może najmniej istotne, ale piękne... Uderza wielkość odpowiedzi Mateusza. W jednej chwili zostawił wszystko i poszedł za Jezusem. Zachęta, byśmy decyzję o kroczeniu za Jezusem podejmowali podobnie: szczodrze, bez ociągania się, przekładania na potem....

5. W praktyce

  • Warto zastanowić się na ile jesteśmy ludźmi religijnymi (czy społecznością religijną), a na ile króluje w naszych sercach i społecznych układach formalizm religijny. Niedzielna msza jest oczywiście ważna. Ale czy za tym idzie serce, miłość do Bożych przykazań? W praktyce – słusznie czy nie – oskarża się wierzących najczęściej o folgowanie grzechom języka. Nie o samo plotkowanie chodzi, ale o jakąś zaciętość, twardość, łatwość w osądzaniu. Czasem też zarozumiały upór – i to czasem w  sprawach nie tak istotnych – połączony z odsądzaniem od czci i wiary, którzy myślą czy uważają inaczej. Przykładem może tu być choćby dyskusja na temat czy komunia na rękę czy komunia do ust; w procesji, postawie stojącej, czy tylko i wyłącznie na klęcząco. Oskarżamy jedni drugich (nie ukrywam, że w moim odczuciu zwłaszcza zwolennicy tradycji tych, którzy praktykują nowe, choć uświęcone jeszcze starszą tradycją) zapominając, że Pan Jezus mówił „bierzcie i jedzcie”, ale nie precyzował w jaki sposób. Bo to naprawdę ma znaczenie drugorzędne i nie warto o to kruszyć kopii.
     
  • Wiara czy uczynki?... To przykład źle zadanego pytania. Wiara zmienia życie, zmienia więc też ludzkie uczynki. Inaczej jest czczą deklarację. Z drugiej niedobrze, gdy wiarę zastępuje się etyką i zachowaniem przykazań mierzy wiarę bliźnich. Sęk w  tym, że można być „świętym z braku okazji”; być człowiekiem małostkowym i podłym, ale nie mieć innej okazji do pokazania tego, jak wspomnianymi wcześniej grzechami języka. Grzesznik z kolei może być człowiekiem bardzo wobec innych życzliwym, uczynnym, dobrym. Obserwujemy coś takiego u tzw. pijaczków. Nie dalibyśmy za nich złamanego grosza, a potrafią naprawdę pomóc, w przeciwieństwie do zadufanych w sobie „sprawiedliwych”. Trzeba chyba zawsze pamiętać, że wiara ma prowadzić do nawrócenia. Nie może więc zamykać się na grzeszników, bo wtedy ich nie prowadzi. I nie może też uznać, że mnie czy ludziom z mojej wspólnoty, nawrócenie nie jest potrzebne. Zwłaszcza w kontekście wspomnianych grzechów języka....
     
  • Misja... Może to złośliwość, ale mam wrażenie, że czasem przygotowanie do misji trwa u nas tak długo, że ostatecznie nigdy jej nie podejmujemy. Ciągle formujemy się, formujemy i  formujemy. Tymczasem choć formacja jest ważna, zwłaszcza gdy ma prowadzić do objęcia jakieś odpowiedzialności, to przecież nie znaczy to, że można odjęcie jakichś mniej ważnych zadać cięgle odkładać na później. Ot, w rodzinach rodzice powinni yć ewangelizatorami swoich dzieci choćby i sami mieli jeszcze na drodze wiary spore braki. Ideał „ewangelizowanego ewangelizatora” to nie tylko sytuacje, w których świetnie formowany człowiek musi pamiętać, że sam musi ciągle przyjmować Jezusa. To także sytuacje, w których człowiek, który dopiero wstąpił na drogę wiary już powinien być też świadkiem.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama