Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Jak to się stało, że niektóre fragmenty i pouczenia Ewangelii są jakoby legendarne, skoro rama tejże legendy zawsze się jawiła jako dokładnie opisana i jak najbardziej udokumentowana historycznie?
Chodzi o list, jaki w roku 73 napisał do swojego syna - studiującego w Edessie - mało znany syryjski historyk, niejaki Mar Bar Sarapion. W liście tym Bar Sarapion wspomina między innymi, że Żydzi mieli zgładzić swego „mądrego króla", który usiłował nadać im nowe prawa. Dlatego (według syryjskiego pisarza) Izrael został ukarany: królestwo doznało rozdarcia, większa część ludu uległa masakrze, reszta rozproszyła się po świecie.
List ten nie jest oczywiście decydującym argumentem, pozwalającym na rozwiązanie pytania o historyczne istnienie Jezusa. Cytujemy go, ponieważ chodzi o jeden z dokumentów najświeżej odkrytych i najmniej znanych, a przecież wielce znaczących: można go istotnie precyzyjnie umieścić w czasie (nie po roku 73), a pochodzi od autora z pewnością niechrześcijańskiego. A zatem zaledwie kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa po całym Wschodzie krążyła wiadomość o „królu żydowskim" i nowym prawodawcy, który został zabity przez tych, którzy mieli się stać jego poddanymi.
Oto więc wczesne potwierdzenie - niedawno poznane, gdyby to jeszcze było komuś potrzebne - faktu, że „legenda" chrześcijańska (jeśli o legendę istotnie chodzi) została ustalona, i to już w połowie pierwszego wieku. I jest to „mit" czy „legenda", wbrew temu co mówią Engels i jemu podobni, pochodzące z pewnością z Izraela.
Trzeba więc z naciskiem zauważyć, że co do owego historycznego istnienia Jezusa aż do końca XVIII wieku nikomu by do głowy nie przyszło powątpiewać; nie czynili tego nawet najbardziej zaciekli wrogowie chrześcijaństwa. Nawet najstarsi antychrześcijańscy poloniści, ci, którzy dysponowali jeszcze nietkniętymi archiwami cesarskimi.
A wiec dopiero od XVIII wieku zaczęto przesadnie podkreślać milczenie starożytnych źródeł na Jego temat. „Ale jakież mogłyby być owe liczne książki rzymskie, które miano tak długo na próżno kartkować w poszukiwaniu świadectwa o Jego istnieniu?" - pytał słusznie jeden z niemieckich specjalistów. „Istotnie, kronik takich nie znamy. Tradycja pisana o tym okresie istnienia starożytnego cesarstwa rzymskiego została całkowicie zagubiona, z wyjątkiem Tacyta i Swetoniusza. Otóż oni obaj o Nim mówią".
O początkach chrześcijaństwa, obok Tacyta (ok. 115 r.) i Swetoniusza (ok. 120 r.) mówi także Pliniusz Młodszy. Czyni to nawet wcześniej niż dwaj poprzedni, bo około roku 112. Jeszcze wcześniej, około roku 60, niejaki Tallus, Samarytanin, autor kroniki pisanej chyba w Rzymie, wypowiada się przeciw chrześcijanom w sprawie istoty ciemności, jakie miały towarzyszyć śmierci Jezusa.
Mówi o Nim Józef Flawiusz, piszący około roku 93 swoje Starożytności żydowskie, nie tylko w znanym fragmencie (Testimonium Flavianum), którym zaraz się zajmiemy. Bardzo istotna jest właśnie ta linijka, w której czyni odniesienie do egzekucji pewnego Jakuba, którego Flawiusz określa jako brata Jezusa, rzekomego Chrystusa. Aluzja ta nie może stanowić późniejszej chrześcijańskiej interpolacji, bowiem według wszelkiego prawdopodobieństwa nie mówiono by wtedy wcale o bracie Jezusa, ale o kuzynie, zważywszy na polemikę, która już wtedy rozdzierała Kościół w związku z „braćmi i siostrami Jezusa". A jakiś pobożny fałszerz z pewnością by się także nie odważył określić swego Boga jako „rzekomego Chrystusa".
Że Józef Flawiusz mówił o Jezusie, to jest rzecz prawie pewna. Potwierdzona została również aluzją o „bracie Jakubie" i istnieniem w Starożytnościach fragmentu o Mesjaszu chrześcijańskim. Jednak wątpliwości budzi sposób, w jaki o tym opowiada. Istotnie, ów fragment (sławne „Testimonium Flavianum") ujawnia taką staranność apologetyczną, że zdradza jakąś chrześcijańską rękę. A Józef chrześcijaninem nie był.
Tymczasem mówi o „Jezusie, człowieku mądrym, o ile można Go nazwać człowiekiem"; twierdzi, że dokonywał „cudów"; pisze na temat Jego pojawienia się uczniom w trzy dni po swojej śmierci, że był „ponownie żywym". Przyznaje Mu wreszcie tytuł „Chrystusa".
Otóż prawie wszyscy specjaliści (łącznie z katolickimi) zgodzili się przyjąć, że jakiś chrześcijański kopista, wychodząc prawdopodobnie od autentycznej wzmianki, przerobił ów fragment Józefa Flawiusza.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |