Na Boże Narodzenie - Msza w dzień - z cyklu "Wyzwania".
więcej »Czytamy niekiedy opowieści ewangelistów jak zamierzchłą historię. Czas zaprzeszły. Było i skończyło się. Co prawda nie odeszło w niepamięć, ale stało się niebytem. Tymczasem jest to nasza historia. Raz opisana, jak wzorzec metra w Sevres, powtarza się tu i teraz. Dziesiątki, może nawet tysiące razy. W cieniu wielkich batalii ideologicznych, sporów o terytoria, zabiegania o tak zwaną poprawę warunków, Jezus żyje i działa. Już nie przez Piotra, Jakuba i Jana. Przez modlących się godzinami, ale i ludzi małej wiary.
Ich modlitwa nie zawsze przywraca życie. Ale i Piotr nie wszystkich zmarłych wskrzesił. Nie zawsze też uzdrawia. Ale i Jezus nie wszystkim chorym je przywrócił. Nie każdy zły duch zostaje wypędzony. Ale i apostołom nie zawsze się udawało. Czas, gdy chorzy odzyskiwali zdrowie, chromi chodzili, a ubogim była głoszona dobra nowina nie minął. Trwa. Dziś. Jak u Łukasza. Za każdym razem, gdy Bóg słyszy: do kogo pójdziemy, działa przez swoje niekiedy ułomne sługi. Nie ich mocą. Swoją mocą.
Od sług jedno zależy. By za każdym razem, gdy dociera do nich wołanie: przyjdź, szli – jak Piotr – niezwłocznie. Resztę zostawiając Bogu.