Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Zakłopotany perspektywą wieczności, spłoszony wielkością Krzyża... Potulnie żałujący grzechów, których nie dostrzega... Karmiony obietnicami, które za wielkie, o które mu nie chodzi... Oto ty, Adamie. Oto ty.
Ponownie pojawia się symbol odświętnej szaty: syn marnotrawny otrzymuje ją (najlepszą szatę i sandały na nogi) przed ucztą od uradowanego jego powrotem ojca, uczestnicy królewskiej uczty przywdziali ją nim zasiedli za stołem. Szata jest więc znakiem uczestnictwa w uczcie, znakiem przynależności do grona weselników królewskich na tle tych, którzy w godach nie biorą udziału i jednocześnie legitymacją uprawniającą do udziału w niej. Wszyscy zaś uczestniczą w niej na równych prawach. Jak robotnicy w winnicy otrzymują tę samą zapłatę, tak oni biorą udział w tych samych godach. Jak powodem do wypłacenia robotnikom jednakiej zapłaty za różnej miary wysiłek była ich zgoda na pracę w winnicy gospodarza, tak weselnicy, a i syn marnotrawny, zyskują prawo przywdziania szaty, gdy tylko przyjmą zaproszenie. Gdy z życiowych dróg rozstajnych (rozstajne drogi są tu alegorią bogactwa ścieżek, które się przed nimi otwierają, w żadnym razie nie pobłądzenia) zdecydują się „skręcić" ku domowi króla. Ten, który szaty nie miał, był kimś, kto na taką decyzję do końca się nie zdobył. Uczestnicząc w Bożym projekcie, został doprowadzony aż do kresu, czas jego życia w całości wypełnił etap marnotrawstwa. Jak tym w winnicy pozostała mu już tylko jedna godzina na zrobienie zakrętu, a jednak nie uczynił tego gestu. I przypadł mu los gnuśnego sługi, bo ogrom Boskiego miłosierdzia nie wystarczy, by unieważnić i wymazać czyn ludzkiej wolności.
Te cztery Jezusowe przypowieści tworzą zadziwiająco spójną całość. Opowieść o synu marnotrawnym grubą kreską szkicuje to, co pozostałe ukazują fragmentarycznie, za to bardziej szczegółowo. Powstaje obraz istoty ludzkiej, który ma wszelkie cechy kontynuacji koncepcji starotestamentalnych, a przy tym dość pojemny, by pomieścić nowotestamentalne orędzie - jest jak skarbiec ojca rodziny, który z niego wydobywa rzeczy nowe i stare[8]. Nie przeczy temu, do czego przywykliśmy, ale jest inny, bo uzupełniony i namalowany z innego punktu widzenia. Dlatego budzi pytania, których nie można zostawić bez odpowiedzi. Najpierw jednak kilka jeszcze słów wypada dopowiedzieć do interpretacji przypowieści o synu marnotrawnym. Pod postacią starszego brata, który nigdy nie przekroczył ojcowskiego nakazu, ukrywa się człowiek w stanie niewinności. Adam, jakim miał być według pierwotnego planu Boga. Jakim mógłby być, gdyby niewiasta nie wdała się w rozmowę z wężem. Pierwsza para żyje w ogrodzie, po którym Bóg przechadza się w porze Wiatru, i uprawia oraz dogląda drzew wartości, on - analogicznie - mieszka w bliskości ojca i korzysta z plonów, które wypracowuje na jego polu. Taka formuła egzystencji miała wszystkich troje doprowadzić do poznania Boga/ojca, bo chociaż przebywali tak blisko Niego, nie znali Go: niewiasta bierze za dobrą monetę insynuacje węża, syn buntuje się przeciwko postępowaniu ojca, nie pojmując powodów jego radości. I zobaczmy, ojciec traktuje ten jego bunt z wyrozumiałością, wiedząc jak jego dziecko niewiele jeszcze rozumie. Czy nie to samo zadecydowało o charakterze wygnania z ogrodu?
Z przedstawionych tu interpretacji można odnieść niepokojące wrażenie, jakoby człowiek zbawiał się sam. Wystarczy, że dostosuje się do rytu ludzkiego losu, jaki narzucił Stwórca, wypełni go konkretną i indywidualną treścią, a na pewno weźmie udział w uczcie królewskiej. I jest to prawda o tyle, że rzeczywiście zadaniem człowieka jest uczestnictwo w rycie życia, ale ryt ten jest dla człowieka zbawczy tylko na mocy ofiary Syna Bożego. Bez niej byłby nie wędrówką do celu, ale bezkresnym błąkaniem się w pomroce. Bez niej nie dałoby się wykonać zakrętu. W ogóle nie byłoby w ludzkim losie miejsca na zakręt. Po krzyżu Jezusa przechodzimy ze świata umarłych do świata żywych. On nie tylko unieważnia nasz grzech, ale przemienia nas w inne istoty - istoty znowu zdolne do życia (był umarły, a ożył). W tym sensie cała wędrówka syna marnotrawnego odbywa się w cieniu górującego nad nią krzyża. Zło, które popełni odszedłszy w dalekie strony, zostawi swój ślad i domagać się będzie zadośćuczynienia, pokaleczy go, ale nie będzie miało dość mocy, by go obezwładnić. Chyba, że sam tego zechce. Że zatraciwszy się w swej witalności, przetrzyma czas głodu, byle tylko pozostać tam, gdzie jest.
---------------------------
[8] Mt 13,52.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |