Ani jedna jota...

Zakłopotany perspektywą wieczności, spłoszony wielkością Krzyża... Potulnie żałujący grzechów, których nie dostrzega... Karmiony obietnicami, które za wiel­kie, o które mu nie chodzi... Oto ty, Adamie. Oto ty.

Opowiadając przypowieść o synu marnotrawnym, Jezus nie mówi o tym, co bierze na siebie. Duch jeszcze nie był da­ny i słuchacze nie pojęliby tego. Mówi jedynie o tym, co w tej batalii z edeńskim wężem jest ich zadaniem. A ich zadaniem jest zaufać rytowi ludzkiego losu. Wejść w niego, wziąć w nim udział w niezachwianej ufności w dobroczynną mądrość Bożych postanowień. Świetnie wie, że ta droga nie jest równo­znaczna z bezgrzesznością. Ma przed sobą istoty słabe, które przerasta komplikacja otaczającego je świata i jest świadom, że nie obędzie się bez kosztów. Grzech jest w ten plan wkalku­lowany. Nie jego jednak czyni centrum swego nauczania, ale wybór ludzkiego serca. Jego świadomie dokonany zwrot ku Bogu, moment, który nazwaliśmy zakrętem. W materii życia może się na niego składać szereg podrygów, może być trudno go umiejscowić, ale po owocach się go rozpozna. Odtąd słabnie kurczowy uścisk i nie tak głębokie jest wychylenie ku światu. To, co ważne i decydujące, zaczyna dziać się we wnętrzu czło­wieka, choć z nim samym może nadal dziać się bardzo wiele. Może być aktywny jak nigdy dotąd, ale ta aktywność nie sta­nowi go już bez reszty. Istotą zakrętu jest uwewnętrznienie, które dokonuje się ze względu na Boga. Dlatego za zakrętem zmienia się sposób przeżywania grzeszności. W porze marno­trawstwa grzech był odczuwany jako przekroczenie zewnętrz­nego nakazu, do którego należało się zastosować pod groźbą sankcji. Za zakrętem staje się powodem osobistego bólu i do­wodem powierzchowności dokonanego wyboru. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę... Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich (J 14, 23.24). Właśnie tak, nie odwrotnie. Radykalnie: jasna decyzja, oczywiste następstwo. A to następstwo pozostawia wiele do życzenia, dlatego grzech staje się lekcją pokory, impulsem do czujnej wierności... Długi ogon starych win ciągnie się i przeszkadza, przypomina o so­bie na każdym kroku i pęta ruchy. To przez niego w oczach naszych bliźnich ciągle jesteśmy źli. Wiele będzie trzeba na­prawić, nim się znajdziemy na uczcie, ale najważniejsze, że mamy już prawo wstępu na nią.

Syn marnotrawny wraca do domu ojca i nie zastaje za­mkniętych drzwi. Więcej, ojciec już wcześniej wyszedł mu naprzeciw, a ujrzawszy go, wita serdecznie. Nie ma w tym ni­czego nadzwyczajnego. Każdy kochający rodzic widząc swe dziecko wynędzniałe i głodne, postąpiłby tak samo. W takich sytuacjach nie pamięta się o jego niewdzięczności i niepięk-nych postępkach, składając je wspaniałomyślnie na karb nieroztropności i braku doświadczenia. I poganie tak czynią. Nadzwyczajne natomiast jest to ojcowskie wychodzenie na­przeciw. Syn nie obiecywał, że wróci, a ojciec na pewno nie życzy mu nieszczęścia, które zmusiłoby go do powrotu. A jed­nak wygląda syna, jakby wiedział, że tak się stanie, a przynaj­mniej, że jest to wysoce możliwe. I zamierza go powitać właś­nie tak, jak go powitał - biorąc w nawias jego niewdzięcz­ność, winę, grzeszność, tzn. okazując miłosierdzie. Ale tak naprawdę nie było chwili, gdy syn nie doznawał Ojcowskiego miłosierdzia. Było powietrzem, którym oddychał i glebą, po której stąpał. Było zasadą, która legła u podstaw konstrukcji jego losu. Miłosierdzie, a nie gniew kazało „wygnać" Adama w świat materialny i pozwolić mu cieszyć się nim, doznając tej radości w całej gamie możliwości, przez które wyraża się swo­istość ludzkiej natury, a przy tym niezauważalnie dojrzewać i przeobrażać się wewnętrznie w trakcie tego doświadczenia. Miłosierdzie zadecydowało o tym, że ten proces jest celowy, ma zadany kierunek i ma swój finał. Aktem miłosierdzia są trudności, które stają mu na przeszkodzie, cierń i oset, które rodzi mu ziemia, a przecież pokarmem jego są płody roli oraz przymus ze strony sług królewskich, wysłanych po to, by nim pokierowali. I miłosierdzie sprawia, że robotnik ostatniej go­dziny jest witany z taką samą radością, jak ten który pracował od początku, a odzienie ze skór, które otrzymał na początku, przeobrazi się w weselną szatę. Miłosierdzie jest kategorią nie-filozoficzną, lecz jeśli chce się mówić o człowieku, nie można go pominąć. Bo kimże byłbyś, Adamie, gdyby nie miłosierdzie rozumiane nie jako szansa na łagodny osąd, ale - zapożycza­jąc od nauk przyrodniczych - „środowisko", w którym żyjesz? Wielkość biblijnego obrazu człowieka nie polega na tym, że trafnie opisuje, jaki człowiek jest, katalogując mechanizmy i prawa, którym podlega, odsłaniając granice tkwiących w nim możliwości, ale na tym, że ukazuje zakres Bożego projektu o imieniu „człowiek". Projektu wspaniałego i zarazem ogrom­nie ryzykownego ze względu na wpisany weń dynamizm. Ile ludzkich istnień, tyle sposobów realizacji tego projektu, a jednak przy całej nieogarnionej wielorakości ludzkich dróg wszystkie one zmierzają ku Spotkaniu. Tak zostały w tym pro­jekcie zaprogramowane i od tego się nie ucieknie. A człowiek, od kiedy pojawił się na świecie, docieka, czy jest to dla niego dar, czy ograniczenie.
 

«« | « | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama