Rozważania



Myśli do Liturgii Wielkiego Piątku (pisane 13.04)

Gdy ksiądz w tej turze zamiast pytań zmienił nieco formułę, to bardzo się ucieszyłam, bo ja lubię czasem swoje przemyślenia przelewać na papier. Niektóre moje komentarze znajdowały się w portalu wiara.pl. Ale gdy przeczytałam Liturgię Słowa na Wielki Piątek i zaczęłam się nad nią zastanawiać to poczułam olbrzymią pustkę. Zupełny brak myśli, jakichś poruszeń, refleksji – kompletnie nic. Bo co można napisać? Najważniejsze wydarzenia z życia Jezusa i jednocześnie najważniejsze dla mnie i dla mojego zbawienia streszczone w dwóch rozdziałach Ewangelii Jana. Oglądałam wczoraj „Pasję”, po raz kolejny zresztą, bo chciałam jakoś tak lepiej przygotować się do przeżycia Wielkiego Triduum. Dziś czytając tę Ewangelię miałam przed oczyma wczorajsze sceny. Ale jednocześnie Bóg po raz kolejny pokazał mi jak słabe i grzeszne jest moje serce. Nie umiem się wzruszyć czytanym tekstem, nie potrafię wniknąć w te wydarzenia. Wiem, że uczucia nie są w wierze najważniejsze, ale… Bóg za mnie umarł, przecież w to wierzę, przecież to wiem, bo spotkałam w swoim życiu Jezusa. Nie na obrazku czy krzyżu, ale tak bardzo realnie. I od tego momentu już mnie nikt nie przekona, że On nie istnieje. Od tego momentu wszystko się zmieniło. Tylko moje serce wciąż bardziej przypomina kamień. Wiem, że jutro będąc na Liturgii Wielkopiątkowej i słuchając tej Ewangelii, po pewnym czasie się znudzę, bo to jest długi fragment. I to jest okropne, ale taka właśnie jestem, taka jest prawda o mnie. Ale tak sobie myślę, że dobrze, że to wiem. Że nie oszukuję samej siebie, bo Jezus mówił, że prawda jest najważniejsza. On zna mnie najlepiej. On wiedział, że Judasz go zdradzi, że Piotr się wyprze. On wie, że ja też jeszcze nie raz się go wyprę, wyszydzę, ubiczuję, przybiję do krzyża. A mimo to On mnie kocha. Nie rozumiem tego. Jestem za głupia, aby pojąć tą miłość. Chciałabym być taka jak On i wierzę, że jeśli On zechce to da mi taką łaskę. Już tak bardzo zmienił moje życie. Dwa ostatnie lata to prawdziwa rewolucja. I choć to wszystko co się dzieje dotyczy właśnie mnie, przecież wiem wszystko o tym co się w moim życiu dzieje, to nie umiem wyjaśnić tego, jak Bóg mnie tak bardzo mógł zmienić. To pozostaje dla mnie tajemnicą. Z jednej strony chciałabym się oddać Mu całkowicie, z drugiej boję się tego. Jest we mnie tyle lęku – przed cierpieniem, przed przyszłością, przed wyśmianiem, przed byciem zdanym na innych. A On to wszystko przecież pokonał. A On to już zwyciężył. Tak naprawdę to ta Liturgia jest dla mnie pewnego rodzaju rachunkiem sumienia. Choć kilka dni temu byłam u spowiedzi to widzę na nowo swój grzech i swoją słabość. Ale nie gorszę się sobą. Chcę jak najlepiej przeżyć to Triduum, być jak najbliżej Boga, wpatrywać się w Niego, czerpać siły z krzyża. Nie wiem czy te tak bardzo luźne myśli są tym o co księdzu chodziło. Ale nie będę silić się teraz na jakiś super opracowany esej. Smutno mi… smutno, bo Jezus za mnie umarł, a ja nie umiem się tym wzruszyć, smutno - bo wiem że jestem grzesznikiem, bo wiem, że nigdy nie będę mogła wynagrodzić Mu za tę ofiarę. Smutno mi…bo Ktoś tak bardzo mnie kocha, a ja wciąż jestem tak zapatrzona w siebie. Wybacz mi Jezu. Chcę kroczyć za Tobą. Wiem, że moje życie też będzie droga krzyżową. Pomóż mi powstawać z kolejnych upadków.

Myśli do Liturgii Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego (pisane 14.04)

Dziwnie tak pisać o radości wielkanocnego poranka, gdy dziś Wielki Piątek i jest we mnie jakiś taki smutek, wyciszenie i nostalgia. Ale jednocześnie może to właśnie dobry czas, bo dzięki przeczytaniu Ewangelii o Zmartwychwstaniu lepiej widać sens tych dzisiejszych wydarzeń. Jezus Zmartwychwstał. My obchodzić to będziemy za dwa dni, ale On Zmartwychwstał już wiele wieków temu. To niesamowite, niepojęte, niewyobrażalne. Pamiętam taką scenę z mojego życia sprzed kilkunastu lat, kiedy stałam nad grobem mojej babci w czasie jej pogrzebu. I tak strasznie płakałam, miałam wtedy 13 lat. Bardzo ją kochałam, a po wielu latach zobaczyłam ,jak wiele jej zawdzięczam. I pamiętam, że wtedy patrząc na trumnę spuszczaną do ziemi cisnęło mi się na usta pytanie do mojej mamy – już jej nigdy nie zobaczymy, prawda? Pamiętam tę scenę, jakby to było wczoraj. Nie zadałam wtedy tego pytania, bo nie chciałam usłyszeć, że już nigdy nie spotkam się z babcią. A dzisiaj wiem, że odpowiedź na to pytanie wcale nie jest twierdząca. Spotkam się z nią, tylko muszę trochę poczekać. A to wszystko dlatego, że Jezus Zmartwychwstał. Oto wielka tajemnica wiary! To jest tak niewyobrażalne, że można być umarłym, pogrzebanym, a potem wstać z grobu i żyć dalej. Ale to będzie już inne życie. I to dzięki Jezusowi.

Dla mnie niesamowite jest to, że Jezus tak bardzo akcentuje jak ważna jest Eucharystia. Jak ważne jest przystępowanie do Eucharystii, po to aby nie tracić bliskiej łączności z Bogiem. Bo właściwie ostatnia rzeczą jaka robi przed swoją męką i śmiercią jest sprawowanie Eucharystii. A tuz po Zmartwychwstaniu, razem z uczniami idącymi do Emaus ponownie sprawuje Eucharystię. To jakby taka klamra. Tak jak On – początek i koniec. Św. Paweł pisze, że Zmartwychwstanie Jezusa jest początkiem nowej drogi, że wszystko jest inaczej, bo wydarzyło się cos nieprawdopodobnego, czego nikt nigdy nie dokonał. I nie można pozostać obojętnym wobec tego wydarzenia. Jeżeli wierzymy, że to wszystko dokonało się naprawdę to i my musimy być inni. Musimy porzucić starego człowieka, zniewolonego grzechem i pójść drogą światła za Chrystusem. I tak sobie myślę pesymistycznie – może dlatego że dziś Wielki Piątek – ale myślę, że tak naprawdę to wielu chrześcijan nie wierzy w Zmartwychwstanie, bo ich czyny o tym nie świadczą. Oczywiście nikt nie jest bez grzechu, ale nie o to chodzi. Grzeszyć będziemy zawsze, bo jesteśmy słabi. Ważne jest żeby to sobie uświadomić i żyć z tą świadomością i za każdym razem powstawać. Ale myślę, że większość tych ludzi, którzy mówią o sobie że są chrześcijanami, to tacy tradycyjni katolicy. Chodzą do Kościoła, bo tak wypada, bo w niedziele to trzeba, czasem może warto się pokazać na jakimś nabożeństwie, ale czy to jest wiara? Czy to jest żywa wiara? Ja wiem, że Jezus za mnie umarł i dla mnie Zmartwychwstał. I odkąd to zrozumiałam, to staram się jak najbardziej zbliżać się do Niego, pędzać z nim na modlitwie więcej czasu. I właśnie reakcje moich najbliższych – rodziny, znajomych, przyjaciół (wszyscy katolicy!) – o tym że zachowuję się „dziwnie” przemawiają za tym, że teraz właśnie piszę, że niewielu ludzi wierzy w Zmartwychwstanie. I to smutne. Ale pragnę zaufać Bogu – On ma swój plan, ja widzę tylko jego kawałek, On zna całość. Jego mękę i śmierć niewielu rozumiało. Ale On się tym nie przejmował. Wiedział, że Zmartwychwstanie, że zwycięży. Ja nawróciłam się nie dlatego, że tak bardzo się starałam, ale dlatego, że Bóg dotknął mnie swoją łaską. Do dziś nie rozumiem, czemu akurat mnie – ale On to wie. Czasem mi przykro, gdy widzę jak ludzie odwracają się od Boga, ale myślę sobie, że to On ich znajdzie, tak jak znalazł mnie. On wszystko może – przecież Zmartwychwstał!

* * *




Przyznam, że zadanie tej Tury jest dla mnie najtrudniejsze. Odpowiedzi na ponad setkę poprzednich pytań dało się jakoś poszukać. Pomagały w tym różne książki, przeczytane artykuły, nade wszystko Pismo Święte. Teraz trzeba napisać własne refleksje, przemyślenia. I z tym mam mały problem. Tyle myśli, odczuć plącze się w głowie, jak je przekazać? Wiem, że najlepsze są te płynące prosto z serca, ale i takie trzeba ująć w słowa i przelać na papier. To nie to samo, co napisać wypracowanie o jakimś literackim bohaterze, którego się zna tylko z lektury przeczytanej raz czy dwa razy.

Z Chrystusem związana jestem od momentu Chrztu Św. To z Nim związane jest całe moje życie, moja wiara. Według słów Chrystusa staram się z mężem wychowywać naszych synów. Jego obecność czuję na każdym kroku, a mimo to nie zawsze słucham Go. Dziwne, że najbardziej mnie boli, gdy ktoś bliski zadaje mi ból. Jakże trudno mi wtedy przełknąć łzy, jak trudno wybaczyć. Przecież tak bardzo ich kocham, - powtarzam sobie - dlaczego tak postępują? Nie robi się krzywdy, gdy się kocha. A teraz patrzę na Jezusa, który przybity do krzyża, w wielkim cierpieniu oddaje Swe życie za mnie, za innych, za cały świat. Chyląc głowę przed Jego Majestatem, czuję wstyd, że tak często Go krzywdzę w swoim życiu, a przecież też Go kocham. On kocha mnie taką, jaka jestem – grzeszną i wciąż popełniającą grzechy, mimo moich ciągłych deklaracji, obietnic poprawy.

„On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, (…)On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy(…)(Iz 53, 4-5)

Słowo „nasze”, zamieniam na „moje”, bo to za moje grzechy Jezus cierpi i umiera na krzyżu.

„ Jak baranek na rzeź prowadzony,

jak owca niema wobec strzygących ją,

tak On nie otworzył ust swoich.” (Iz 53,7)

Jezus w milczeniu cierpi. A ja? Jaka lawina słów wypływa z ust moich, gdy mi źle, gdy mam problemy. Ile to utyskiwań, żali, bo coś się nie udało, na kimś się zawiodłam. Nawet i w czasie modlitwy znajdę czas, by się poużalać przed Bogiem na swój los. A przecież największe dzieło Swojego życia, rozpoczął Jezus na krzyżu. Swoją męką, śmiercią i zmartwychwstaniem zbawił świat, który tak nikczemnie się z Nim obszedł. Jego zbawcza siła pochodzi właśnie z krzyża, kiedy mógł tylko znosić cierpienie. Jak wielka jest miłość Boga, który dał nam siebie do końca. Przeżywając Mękę Pana Jezusa po raz kolejny w duszy przyrzekam Mu, że z jeszcze większą ufnością wobec Niego będę nieść swój krzyż, bo wiem, że tylko w Nim znajdę swoją siłę.


Wielkie, zbawcze dzieło Jezusa nie kończy się jednak na krzyżu w Wielki Piątek. Wielki finał ma miejsce w chwili zmartwychwstania, w dzień Wielkiej Nocy. To wtedy nastąpiło realne zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią. O tym mówił św. Piotr „Jego to zabili, zawiesiwszy na drzewie. Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu”. (Dz 10,39b-41) Zmartwychwstanie Jezusa jest fundamentem naszej – mojej – wiary. Jest potwierdzeniem wszystkiego, co czynił, czego nauczał. „Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10,38b) Jak bardzo chciałabym, żeby o moim życiu kiedyś można było powiedzieć: przeszła dobrze czyniąc. Oby zawsze starczyło mi sił, aby dawać swoim życiem świadectwo o zwycięstwie miłości nad nienawiścią, prawdy nad kłamstwem. Moje zbawienie przecież nie dokona się bez mojej wiedzy i zgody. To ode mnie zależy, czy prawda o Zmartwychwstaniu wypełni moje życie, czy zdołam wyrzucić złe nawyki, przyzwyczajenia – „stary kwas”. Apostołowie Piotr i Jan odkryli pusty grób Jezusa, ujrzeli i uwierzyli. Ja również wierzę, że żyjąc i cierpiąc z Chrystusem, będę uczestnikiem Jego zwycięstwa i zmartwychwstania. Z radością łączę się z Chrystusem w Eucharystii, bo „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. (J 6,54)

Urszula Gałązka



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama