Zarzut ten jest nonsensowny ze względu na fakt, że w całym ST mamy całe dziesiątki genealogii podanych tylko od strony ojca i zarazem tylko jedną genealogię kobiety (por. Jdt 8,1-3)[15]. Nikt jednak z tego powodu nie twierdził nigdy wśród Żydów, że wszystkie genealogie ST są nieważne, tylko dlatego, że podano jedynie ich linię od strony ojca. Podawanie genealogii kobiety było wymagane tylko dla żon kapłanów żydowskich (i to też co najwyżej od czterech do ośmiu ostatnich pokoleń)[16]. Genealogii Jezusa to zatem nie dotyczy. Widzimy więc, że zarzuty Heinemann są zupełnie pozbawione jakiegokolwiek sensu i sztuczne problemy, jakie ona mnoży (mieszając ze sobą pozornie powiązane kwestie) w tym punkcie, nie negują wiarygodności genealogii Jezusa.
Podkreślanie przez Heinemann, że tylko biologiczna relacja pomiędzy ojcem i synem (pokrewieństwo genetyczne) gwarantowałaby faktyczne pochodzenie Jezusa od Dawida, jest dość dyskusyjne. Nie ma, ani nigdy nie było tak naprawdę takiej konieczności. Nie jest tak dzisiaj, nie było to też rozumiane w ten sposób w starożytnym prawodawstwie na Bliskim Wschodzie. Już tylko samo przybranie kogoś za potomka zapewniało ciągłość linii rodowej, o czym napiszę, opierając się na konkretnych przykładach, omawiając punkt następny.
Również podkreślanie przez Heinemann, że Jezus nie był potomkiem Dawida, bo nie znamy rodowodu Jego Matki, opiera się na dość płytkim postrzeganiu tamtej kultury. Zajmę się w tym punkcie teraz szerzej pewnym przykładem, który moim zdaniem najlepiej tłumaczy wspomniane przed chwilą problemy. Ów przykład opiera się na prawie żydowskim wyłuszczonym w Lb 27,7-8 i 36,6-12 (por. też Joz 17,3-4). Czytamy tam, że jeśli ojciec nie pozostawi po sobie potomka męskiego, tylko córkę (czy córki), to staje się ona wtedy po nim pełnoprawną dziedziczką, która dla zachowania pokrewieństwa może wyjść za mąż tylko za kogoś z tego samego pokolenia, co ona. Z tego punktu widzenia Maria była dziedziczką, bowiem uznaje się, że Jej ojciec nie miał męskiego potomka („dziedzica” – por. też przypis w Biblia Tysiąclecia [dalej: BT] do Łk 3,23-38). Maria musiałby więc w tym wypadku pochodzić z tego samego pokolenia, co Józef, czyli z mesjańskiego pokolenia Dawida. Zauważał to już Euzebiusz[17], a wśród pierwszych chrześcijan rzeczywiście uważano, że Maria pochodzi z rodu Dawida[18]. Już w połowie II wieku mimowolnie poświadczył to również Celsus, który polemizował z poglądem chrześcijan, zgodnie z którym Maria pochodziła z rodu królewskiego[19]. Na to, że istotnie tak było, wskazuje fakt, że gdy Żydzi mieli się udać na spis ludności do miejsca swego pochodzenia, to Maria udała się do Dawidowego miasta Betlejem (por. Łk 2,1-7). W ten sposób można się uporać z problemem nieznajomości pochodzenia Matki Jezusa, a ponadto dodatkowo wyjaśnić, że pochodzenie Jezusa od Dawida „według ciała” (Rz 1,3), jak uczył Paweł, realizuje się na mocy bezpośredniego biologicznego pokrewieństwa z Jego Matką[20].
Uważa się również, że Heli, ojciec Marii, adoptował Józefa na swojego syna[21], ponieważ miał tylko córki. Podobne sytuacje istniały już w ST, np. Jakub adoptował synów patriarchy Józefa (por. Rdz 48,5). W Rdz 11,31 Lot został określony zarazem jako syn Harana (ben-haran) i syn Teracha (ben-beno, BT zupełnie gubi tu już ten niuans znaczeniowy i określa w tym miejscu Lota mianem „wnuka”), choć Terach był jego dziadkiem (por. Rdz 11,26-27). W tej sytuacji w Nowym Testamencie Józef byłby kontynuatorem rodu Marii, zyskując pełne prawa jako jego członek. To jeszcze bardziej zacieśnia więzy między Marią i Józefem. Natomiast dzięki tezie, że ojciec Matki Jezusa adoptował Józefa, po raz kolejny możemy przyjąć, że w rzeczywistości wiemy, jaka była Jej linia genealogiczna. W tym wypadku Jezus pochodzi od Dawida na mocy pokrewieństwa biologicznego ze swoją Matką i (w sposób legalny) na mocy wejścia do genealogii Józefa, która staje się zarazem Dawidową genealogią Jezusa. Oczywiście możemy nie posiadać dowodów historycznych na te rozwiązania. Wystarczy nam jednak tutaj to, że to jest możliwe z punktu widzenia tamtej kultury, bowiem już tylko taka hipoteza rozwiązuje nam wspomniane problemy.
2) Rozwiązanie trudności z punktu 1) za pomocą twierdzenia o adopcji jest bezpodstawne, bo w prawie żydowskim nie znano takiego pojęcia. Jest tak dlatego, że pojęcie adopcji nie jest zorientowane monogamicznie, ponadto w pojęciu żydowskim o wszystkim decydowały rzeczywiste więzy krwi, których w pojęciu Żydów nie mogło zamazać żadne prawne adopcyjne anulowanie, mające nadawać prawa ojca komuś innemu.
Próbując uzasadnić swój zarzut, Uta Ranke-Heinemann powołuje się w tym miejscu na Jüdisches Lexikon z 1982 roku, który mówi, że pojęcie adopcji było nieznane w prawie żydowskim, brakuje bowiem zarówno „terminu prawnego, jak też określenia technicznego” dla takiej praktyki[22]. Laik, który przeczyta taki cytat w kontekście wywodów Heinemann, od razu zrozumie to nie inaczej jak tylko jako potwierdzenie wywodów Heinemann: w starożytnym Izraelu adopcja nie istniała. Jednakże sam fakt, że w starożytnym Izraelu adopcja nie istniała w jasno zdefiniowanej terminologii prawnej, nie oznacza jeszcze przecież, iż w ogóle nie stosowano takiej praktyki. Przeciwnie, jak podaje jeden z biblistów: „Adopcja była znana w okresie Starego Testamentu, mimo tego, iż nie istniał specjalny termin techniczny”[23]. W Starym Testamencie mamy nawet konkretne przykłady adopcji. O Esterze czytamy na przykład, że „nie miała ona ojca ani matki […], a gdy umarli jej ojciec i matka, przyjął ją Mardocheusz za córkę” (Est 2,7 – BT; por. też Est 2,15; Rdz 15,3; 16,2; 30,9-13; 48,5; Dz 7,21). Jak widzimy, adopcja jak najbardziej zdarzała się w starożytnym Izraelu, mimo braku ścisłych definicji prawnych w tej dziedzinie.
Adopcja nie była w starożytności obca również narodom, wśród których musieli żyć Żydzi. Stosowali ją Rzymianie, którzy traktowali synów adoptowanych tak jak swoich własnych. Przykład takiej sytuacji możemy znaleźć na tablicy znanego rzymskiego rodu Antoninów, z tytułami filii nepotes, pronepotes i abnepotes, gdzie drzewo adoptowanych sięga aż do piątego pokolenia. Podobnie, arabskie plemiona zamieszkujące rejon Moah nie tylko adoptują swych potomków, ale wręcz traktują ich jak synów krwi, którzy są uważani za pełnoprawnych członków dalszej generacji w drzewie genealogicznym[24]. Arabowie są tak samo jak Żydzi Semitami, co nie jest bez znaczenia, ponieważ na pewno kultury te w starożytności rozwijały swe prawo i pojęcia z tym związane w bliskiej wzajemnej łączności. Adopcję znały również starożytne prawodawstwa asyro-babilońskie (kultura również bardzo bliska kulturze semickiej), greckie i rzymskie, o czym częściowo wspomniano wyżej[25].
3) Tak samo rozwiązanie trudności z punktu 1) za pomocą odwołania się do instytucji lewiratu nie ma sensu, ponieważ lewirat zakładał, że brat „dziedziczący” (tak to nazwijmy) żonę i dający jej nowe dziecko (które prawnie zostaje uznane za dziecko zmarłego) musi mieć po kim „dziedziczyć”. W wypadku Jezusa byłby tu problem, bo Józef nie „odziedziczył” Marii po zmarłym bracie, a nawet jakby to zrobił to musiałby jeszcze dać Marii dziecko drogą naturalnej prokreacji.
W niniejszym tekście przyjmuję punkt widzenia, zgodnie z którym nie będę wyjaśniał za pomocą tak ściśle rozumianego pojęcia lewiratu (por. Pwt 25,5n; Rdz 38,8-10; Księga Rut) kwestii ojcostwa Józefa wobec Jezusa. Dodam natomiast tutaj, że zagadnienie lewiratu znakomicie nadaje się do wyjaśnienia różnic, jakie występują w poszczególnych punktach w rodowodach Jezusa u Mt i Łk. Zagadnienie to będzie przedmiotem punktu następnego, gdzie dokładniej zapoznamy się z jego szczegółami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |