Te krótkie, wypływające z treści Ewangelii rozprawki mogą pomóc czytelnikom w refleksji nad naszym chrześcijańskim esse et agere – być i działać. abp Alfons Nossol
49. Ciesz się z cieszącymi, płacz z płaczącymi!
Cieszcie się z tymi, którzy się cieszą. płaczcie z tymi, którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach! Nie gońcie za wielkością, lecz niech was pociąga to, co pokorne! Nie uważajcie sami siebie za mądrych! (Rz 12,15-16)
Wesele, radość – z drugiej strony smutek, łzy. Różne można z tego układanki w życiu tworzyć. Bywa, że ktoś się cieszy, bo inny płacze. Radość z cudzego nieszczęścia. Bywa – i to wcale nie tak rzadko. Bywa i odwrotnie: smutek spowodowany czyjąś radością, sukcesem. To dwa elementy zazdrości, postawy z gruntu niechrześcijańskiej. Obie te postawy są destrukcyjne, niszczą więzi między ludźmi. Niszczą także tego, kto im ulega. Przede wszystkim jednak przyczyniają się do osłabienia dobra. I, zauważmy, tak łatwo im ulec! Apostoł Paweł wskazuje możliwość zgoła inną. Piękną choć trudną. Ciesz się z cieszącymi, płacz z płaczącymi!
Płakać z płaczącymi... A więc współczucie? Tak. Ale nie litość i nie tylko ubolewanie. „Współ-czuć”... A więc odczuwać wespół z kimś jego ból, cierpienie, nieszczęście. Dotykamy samego źródła chrześcijaństwa: Bóg stał się człowiekiem. Jako człowiek, nie przestając nawet na moment być Bogiem, odczuwał to samo, co my. Czuł wespół z nami ludzkie radości i ludzkie smutki. Odczuwał, tak jak każdy z nas, ból ciała i ból ducha. Do granic, a właściwie poza granice ludzkiego instynktu samozachowawczego. Bo aby przeżyć, odczuć z nami dosłownie wszystko, poszedł naprzeciw krzyża i wszystkiego, co krzyż znaczy. A znaczy: zdrada, opuszczenie, zaparcie się, tchórzostwo, przebiegłość. Znaczy: bicie, rany, gwoździe... Wystarczy. „Doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” – pisze natchniony Autor (Hbr 4,15). Dlatego może nam współczuć – nie jest to jednak jakaś tania litość i szybko obsychające łzy wzruszenia.
Dlatego chrześcijanin musi umieć współ-czuć. Musi umieć wczuć się w sytuację drugiego człowieka. Musi umieć wejść w jego położenie. Aby pomóc. A pomaga właśnie dlatego, że współczuje, że kocha. O tym pisał św. Paweł w Liście do Koryntian: „Gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał – nic bym nie zyskał” (1 Kor 13,3). Każdy zewnętrzny czyn musi mieć wewnętrzne zakotwiczenie. Miłosierdzie musi płynąć z miłości. Dobro naszych czynów z wczucia się w położenie innych ludzi. Dlatego codziennie trzeba się starać, by cieszyć się z tymi, którzy się cieszą. płakać z tymi, którzy płaczą. Taka wrażliwość pielęgnowana i żywa w każdej chwili, przyniesie wielkie owoce w godzinę próby, nieszczęścia, katastrofy.
Znamienne, że zachętę do współodczuwania radości i smutków otaczających nas ludzi św. Paweł łączy z nakazem „Nie gońcie za wielkością i nie uważajcie sami siebie za mądrych!” Na pozór wydają się to być dwie odrębne i odległe od siebie postawy. Na pozór. Bo tak naprawdę tylko ktoś, kto nie „buja w obłokach”, potrafi dostrzec radość i smutek innych. Ci zaś, co to chcieliby wznieść ponad wszystkich, co to uważają się za lepszych i doskonalszych – ci nie są w stanie przeżywać z innymi ich radości i cierpień. Ci zaś, którzy samym sobie wydają się mędrcami, takich „głupstw”, takich „błahostek” po prostu nie zauważają. Dlatego najpierw trzeba zejść na ziemię, najpierw trzeba każdy drobiazg życia uszanować. Czy nie dostrzegasz, że znowu dotknęliśmy samej istoty chrześcijaństwa?
A może potrzeba nam, dorosłym, takiej dziecięcej świeżości, która jest otwarta, czuła na przeżycia drugiego człowieka? Może właśnie to miał na myśli Jezus, gdy mówił „jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego”? (Mt 18,3). Jak dzieci wrażliwi i płaczący nad cudzym bólem, jak młodzi pełni ideałów i roześmiani szczęściem kolegów, jak dorośli zdolni zaradzić potrzebom każdego. Po prostu – chrześcijanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |