Czy Bóg naprawdę chce i czy może wypełnić swoje obietnice? A może źle go zrozumiałem? Może powinienem – jak Saraj – wziąć sprawy w swoje ręce? A może z nieznanych mi bliżej powodów Bóg, choć w chrzcie uczynił mnie swoim dzieckiem, już ze mnie zrezygnował?
Są w tej scenie dwa mało zrozumiałe elementy. Najpierw wzmianka o nadlatujących nad złożone w ofierze zwierzęta ptakach i staraniach Abrama, by je odgonić. Jeśli nie ma głębszego znaczenia, byłaby zrozumiała w relacji naocznego świadka, ale raczej nie w opowiadanej po wiekach rodzinnej sadze. To chyba przypomnienie: tak, inicjatywa ciągle była po stronie Boga; zadaniem Abrama było cierpliwie czekać. Jednak owo oczekiwanie w tym, na co człowiek ma wpływ, nie może być jedynie biernym oddaniem się biegowi zdarzeń. Czyn Abrama nie ma wpływu na Bożą obietnicę i jej realizację. Ale jest oddaniem Bogu czci. Skoro Jemu ofiarował zwierzęta, słusznie uznał, że musi zadbać, by dostały się Bogu, nie ptakom.
Drugim trudnym do wyjaśnienia elementem tej sceny jest wzmianka o lęku i wielkiej ciemności, które ogarnęły Abrama, gdy zapadł w sen. Może to przypomnienie, że życie bywa koszmarem, a Bóg jest tym, który w ów koszmar wprowadza promień nadziei?
Po swojemu
Dziesięć lat czekania to sporo. Nic dziwnego, że i Saraj zaczęła się niecierpliwić. Nie wiemy, czy życie pod namiotem jej odpowiadało, czy wolała spokojniejsze w mieście. Poszła za swoim mężem, za jego niejasnymi mrzonkami. I nawet trudno powiedzieć, czy wierzyła jego widzeniom, czy raczej miała je za fanaberie starszego pana. W każdym razie postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce: skoro ona nie może mieć dzieci, a Bóg obiecuje jej mężowi liczne potomstwo, to trzeba znaleźć ukochanemu inną kobietę. Wedle panujących wówczas zwyczajów istniała taka możliwość. Wystarczyło, by dziecko mężowi urodziła niewolnica żony. Ona, Saraj, mogłaby je adoptować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |