Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Pierwszy krok jest ważny, ale to decyzja jeszcze ostrożna. Drugi krok jest już krokiem odwagi.
Garść myśli do mowy eucharystycznej Jezusa cz.II.
Był koniec maja, początek czerwca. W dolinach tętniła wiosna, wysoko w górach zalegało jeszcze sporo śniegu. I było prawie pusto. W oczekiwaniu na lepszą pogodę robiliśmy krótkie wypady ze schroniska w Pięciu Stawach. A to na Zawrat, a to na Krzyżne, a to na Kozi. Z Koziego postanowiliśmy pospacerować aż do Czarnych Ścian i Żlebu Kulczyńskiego. Ścieżką wcale nie przepaścistą przecież, ale odgrodzoną od dolin zbetoniałymi śniegami, więc wydawało nam się, że oto znaleźliśmy się bardzo daleko od reszty świata, prawie w niebie. W dole Piątka, za nią piętrzące się kolejne granie i ukryte między nimi doliny. Przed nami Podhale. Do obejrzenia z powodu mgły głównie oczyma duszy. A za nim, za pasmami Beskidu Żywieckiego, Gorców, Sądeckiego i w ogóle, w każdym kierunku od nas, inne krainy. Ulice i domy. No i ludzie. Całe mnóstwo. Co zajmowało ich serca? Na pewno nie da się tego ogarnąć. Wycinkowo... Dziś pewnie wielu młodych marzy o tym, by być influencerami czy youtuberami. Ale to były inna czasy. Znałem, prawda, bardzo powierzchownie, marzenia swoich rówieśników. Żeby dziewczyna, do której wzdychał zgodziła się z nim umówić, żeby impreza się udała a żołądek zbyt szybko nie zaczął zwracać wypitej wódy, żeby zdobyć jakieś tam M i meblościankę, żeby przyszła mała stabilizacja, jakaś dobrze płatna, acz nie wysilająca praca... Szedłem ścieżką prawie tańcząc. Otaczał mnie surowy, szarawy, ale niezwykle urokliwy świat. Wiedziałem: takie marzenia ludzi z dolin nigdy mi nie wystarczą. Nawet cały świat – w obliczu nieuchronnego przemijania – to byłoby za mało. Spotkałem już Jezusa. Doświadczyłem innego życia. Byłem głodny czegoś znacznie więcej.
Co znaczy być chlebem? W mowie eucharystycznej Jezusa to znaczy być jak najbardziej podstawowy pokarm, jak coś bez czego nie da się żyć. Kiedy Jezus mówi o sobie „Jam jest chleb życia” mówi po prostu: beze Mnie nie ma życia; tylko ten, kto Mnie „zje” będzie mógł żyć. To „zje” w pierwszej części owej mowy jest oczywiście jak najbardziej przenośne. Jezus wyjaśniając, że jest chlebem mówi słuchającym Go, że ten, kto w Niego uwierzy zaspokoi wszystkie swoje egzystencjalne głody i pragnienia. Bo przyjmując Go zyska życie. Na tym świecie życie zamiast wegetacji, kiedyś, w dniu ostatecznym wskrzeszenie i życie wieczne. Tak można by streścić pierwszą, omówioną w poprzednim odcinku tego minicyklu część owej mowy. Idąc wiele lat temu ową ścieżką na grani Koziego doskonale już o tym wiedziałem: świat to za mało. Potrzebowałem innego niż oferował mi świat Chleba.
Co dalej? Ano poczytajmy.
Ale Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił». I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: "Z nieba zstąpiłem"».
Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą! Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy, ma życie wieczne.
Płasko, przyziemnie. Jezus nie może być wysłannikiem Nieba. Przecież jest człowiekiem. Znamy nawet jego rodziców i krewnych. Przyszedł od Boga? Bez przesady.
A Jezus nie próbuje im tłumaczyć. Jak zresztą miałby to zrobić? Widzieli niedawno wielki znak: cudowne rozmnożenie chleba. Jeśli nawet coś takiego nie wystarczyło, to co ich może przekonać? Rozumie: ich widać Ojciec (jeszcze) nie pociągnął. Nie usłyszeli Go, nie nauczyli się od Niego. Nie ma o co mieć do nich pretensji.
I Jezus wyjaśnia: przyjść do Niego, uwierzyć w Niego może tylko ten, któremu odpowiednią ku temu łaskę dał Ojciec. Nie znaczy to, że ktoś prócz Niego widział Ojca. Nie: jedynym, który Go widział jest On, Jezus. Ale nie trzeba bliskości z Bogiem, by wzruszyć mogła człowieka Boża łaska. Tylko jednak ten, którego pociągnie Ojciec, może uwierzyć w Niego. I tego Jezus wskrzesi w dniu ostatecznym; ten ma życie wieczne.
To dopowiedzenie, odpowiedź na zarzuty. Potwierdzające jeszcze raz to, co Jezus mówił wcześniej: przyjąć Go, uwierzyć w Niego, to mieć życie. A w nadziei –
powstanie z martwych i życie wieczne.
Ale Jezus kontynuuje.
„Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata». Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: «Jak On może nam dać [swoje] ciało do spożycia?»”
Nie sposób tego nie zauważyć: w tym momencie Jezus wprowadza do swoich wywodów nowy i nowatorski wątek. Chlebem nie jest już tylko On sam. Nie chodzi tylko o uwierzenie w Niego, zgodę na to, co głosił. Chlebem staje się też Jego ciało wydane za życie świata. Słuchający Go nie mogli tego jeszcze pojąć, Jezus nie został jeszcze zabity, ale zrozumieli, w tym co mówi Jezus pojawia się coś nowego. Dlatego także w ich sprzeciwie wobec Niego pojawia się nowy powód: jak On może dać nam do spożycia swoje ciało? Pytanie oczywiście jak najbardziej uzasadnione. Trudno przecież w tej chwili byłoby to zrozumieć nawet uczniom Jezusa. Ci, których Ojciec nie pociągnął, którzy nie uwierzyli w Jezusa, tym bardziej nie mogli rozumieć tajemnicy Eucharystii. Tak Eucharystii, bo w tym miejscu po raz pierwszy w mowie Jezusa znajdujemy już wyraźne do niej nawiązanie.
A dalej...
Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki». To powiedział ucząc w synagodze w Kafarnaum.
Jezus nie prostuje tego, co mówił wcześniej. Ciągle „karmić się Nim” znaczy przyjąć Go, uwierzyć w Niego. Jednocześnie jednak to karmienie się Nim zyskuje kolejne znaczenie. Zakładające oczywiście istnienie tego pierwszego. Wierzyć to pierwszy krok. Drugim jest karmienie się Jego Ciałem i Krwią. Jak? To zrozumieli uczniowie Jezusa dopiero po Ostatniej Wieczerzy, po spotkaniu w Emaus i po tych kilku innych spotkaniach ze Zmartwychwstałym. Ale nie sposób nie zauważyć: dopiero Ciało i Krew Chrystusa to prawdziwy pokarm. Kto go nie przyjmuje, nie ma w sobie życia.
Jak to: czy sama wiara, przyjęcie Jezusa, nie wystarczają? Ano wychodzi na to, że nie. Tak, trzeba wiary w Jezusa. Ale trzeba też karmienia się Jego Ciałem i gaszenia pragnienia Jego Krwią. To – jak mówi sam Jezus – warunek autentycznej łączności z Nim. To warunek życia wiecznego i wskrzeszenia w dniu ostatecznym.
Sprzeczność? Nie. Jezus po prostu mówi, że trzeba wykonać nie jeden, a dwa kroki. Pierwszym jest uwierzenie Mu. Drugim przyjmowanie Jego Ciała wydanego za życie świata. Dla słuchających Jezusa musiało to być mało zrozumiałe. Ale dla nas, żyjących w czasach popaschalnych (choć może należałoby napisać: ciągle paschalnych) chyba jednak dość jasne. Trzeba przyjąć chrzest – wyraz wiary oraz trzeba karmić Ciałem Chrystusa na Eucharystii. Dwa kroki. I dwa, najważniejsze w Kościele sakramenty. Nawiąże do tego jeszcze Ewangelista Jan, gdy da świadectwo o wypływających z przebitego boku Jezusa wodzie i krwi. To te, przyjmowane z wiarą dwa sakramenty, dają pełną bliskość z Synem Bożym i z Ojcem.
Jeśli życie ma mieć jakikolwiek sens, nie może nigdy się skończyć. Myślenie, że zostanie się w życzliwej pamięci następnych pokoleń, że ktoś zauważy pozostawione pamiątki czy zbudowane pomniki to tylko próba ucieczki przed oczywistością, że kiedyś zwyczajnie zniknie się z tego świata. Jeśli nie ma innego, nic nie miało sensu. Po co się więc wysilać? Lepiej topić lęk przed nieuchronnym końcem w używaniu czego i jak się da. Ale jeśli , jak obiecał Chrystus, jedyny który pokonał śmierć, istnieje, dzięki dobremu Bogu inne, lepsze życie, to zabieganie o nie, dla siebie i dla innych, to najbardziej sensowna rzecz, jaką można w tym życiu zrobić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |