Na Boże Narodzenie - Msza w dzień - z cyklu "Wyzwania".
więcej »Prawda może docierać do nas także przez naszych krytyków.
1. „Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę”. Ewangelista nie pisze, kto konkretnie przyprowadził głuchoniemego. Ludzie proszący o cud pozostają anonimowi. Ich prośba świadczy o ich wierze w moc Jezusa. Chcą, by On położył na niego rękę. To piękny zwrot, który może i nas inspirować. Wolno i trzeba prosić Jezusa: „Panie, połóż rękę na naszych bliskich, którzy chorują. Połóż rękę na tych, którzy są głusi na słowo Boże. Połóż swą rękę na mnie, na wszelkich obszarach mojego życia, które pozostają zamknięte dla Ciebie”. Psalmista modli się pięknie: „Ty ogarniasz mnie zewsząd i kładziesz na mnie swą rękę” (Ps 139,5). Mamy prawo modlić się do Boga o cud. Dla innych, dla siebie. Czasem jednak boimy się prosić Boga o to, co przekracza nasz rozum. Boimy się dłoni, w których jest nasz ratunek. Nasze wszystko.
2. „On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka (…)”. Po co to „cudowanie”? Czy nie wystarczyło samo słowo? Niektórych rażą w Kościele wszelkie tzw. charyzmatyczne modlitwy, które uwalniają emocjonalność, w których pojawia się płacz lub śmiech lub które posługują się gestami, np. położenia dłoni na ramieniu, pocałunku ikony, przytulenia krzyża itd. Oczywiście można przeakcentować emocjonalność lub przesadzić z teatralnością gestów. Ale widząc Jezusa, który wkłada palce w uszy i dotyka śliną języka, rozumiemy, że człowiek potrzebuje gestu, dotyku, znaku. Pan czyni to wszystko z dala od tłumu, pewnie po to, by nie wzbudzać sensacji. I co ważne, spogląda w niebo. To oznacza, że moc uzdrowienia pochodzi z góry. Nie działa tu jakaś magia, ale moc miłości Boga Ojca. Pan uczy nas, że zdrowa religijność nie może być zimna, zamknięta w sztywnych racjonalnych ramach, nieangażująca uczuć i zmysłów. Jesteśmy cieleśni, a chrześcijaństwo jest religią wcielenia. Miłość Boga wciela się, ukonkretnia. Wyraża się gestem, bliskością, pocałunkiem.
3. „Effatha”. To oryginalne aramejskie słowo. Dokładnie tak musiało to brzmieć w ustach Jezusa. „Otwórz się”. Zauważmy, że to słowo nie jest ani poleceniem, ani prośbą. To słowo niesie moc zbawczą. Ono sprawia to, co oznacza. Bóg rzekł i stało się – tak czytamy w hymnie o stworzeniu. A teraz Jezus naprawia to, co człowiek zepsuł przez grzech, czyli bunt przeciw Stwórcy. Mówi: „Otwórz się”. Efekt: „Zaraz otworzyły się jego uszy…”. Słowo Boga stwarza i zbawia. Otwiera uszy, serca. Wydobywa z ciemnych dolin życia, nawet trupa z grobu.
4. Co to „effatha” oznacza dla mojego życia? Co Bóg chce otworzyć we mnie? Kogo słucham za mało lub nie słucham wcale? Z pewnością najpierw za mało słucham Boga. Jego słowo dociera do nas nie tylko przez Biblię, ale i przez słowa ludzi natchnionych przez Ducha Świętego. Nieraz słuchamy tylko tych, którzy potwierdzają nasze racje. A prawda może docierać do nas także przez naszych krytyków. Sztuki słuchania uczymy się całe życie. Panie, połóż na mnie swą dłoń.
Wybór tekstów do wszystkich czterech zestawów czytań na Uroczystość Bożego Narodzenia.