Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Nie jestem żoną Manoacha, Elżbietą, Zachariaszem. Być może wizja Boga spoglądającego z daleka na ziemię jest mi bliższa od wiary w serię cudownych interwencji, zmieniających losy rodzin, a nawet narodów. Wrodzony (nabyty?) sceptycyzm każe mi z dystansem podchodzić do opowieści o cudach, znakach, niezrozumiałych dla rozumu interwencjach. Bardzo często pytanie Zachariasza: „po czym poznam” jest mi bliższe od wyznania Piotra: „wierzę, zaradź memu niedowiarstwu”.
Tymczasem życie utkane jest z cudów i niezrozumiałych dla rozumu interwencji. Bóg, po dokonaniu dzieła Odkupienia, nie spoczął na laurach. W dodatku bardziej niż wielkie idee, bardziej niż spektakularne zwycięstwa, bardziej niż budzące grozę znaki na niebie, ceni dyskretne i konkretne gesty. Dyskretne – by nie zniewolić. Konkretne – „nie słowem i językiem, ale czynem i prawdą”.
Także dziś. Historia Manoacha i jego żony, Zachariasza i Elżbiety, ma swój dalszy ciąg. Kto ma oczy i uszy otwarte widzi i woła: „tak uczynił mi Pan”.
Rachunek sumienia