Powiedzmy sobie szczerze: to nas przekracza. Przeczy naszej logice, emocjom, poczuciu własnych granic. Usłyszane dziś moralne nakazy nie przekładają się w prosty sposób na rzeczywistość – ciągle trzeba coś precyzować, o coś pytać, zmagać się. W idealnym świecie być może nie mielibyśmy wrogów. Nikt nie zabierałby nam szaty, do niczego nie zmuszał. Jak mamy oddawać płaszcz, iść dwa tysiące kroków, nie odwracać się od proszącego – i pozostać sobą? Co to w ogóle znaczy „miłować nieprzyjaciół”?
Mówi Pismo: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz”. To wezwanie: „bądźcie jak wasz Bóg” – zakłada, że musimy się Jemu przyglądać, poznać Go. Patrząc na Jezusa, Jego życie, czy uznalibyśmy Go za kogoś słabego w znaczeniu – lękającego się innych, potulnego, niewiedzącego kim jest? On jest królem, wie, co robi, ma moc „ratować od zguby”.
Jeśli mamy oddać płaszcz, iść dwa tysiące kroków, kochać – to na Jego sposób, tak jak On.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.