Co jest prawdziwą miłością, a co nią nie jest? Warto czasem powiedzieć „sprawdzam”.
Z cyklu „Największa jest miłość”
na podstawie Pawłowego Hymnu o miłości
Kiedy próbuje się mówić jaka miłość jest, łatwo wpaść w pustosłowie. Dlatego warto, jak święty Paweł w 1 Liście do Koryntian, przedstawiać też – nie wyłącznie! – sprawę od strony negatywnej. Czyli mówić jaka miłość nie jest, co nie jest miłością. Bo mówiąc tylko jaka jest łatwo zignorować coś, co jej przeczy. Łatwo nie zauważyć, że miłością nazywa się „produkt miłościopodobny”, ale będący z gruntu czymś całkiem inny. Dziś, za świętym Pawłem, warto zauważyć: miłość nie szuka swego.
Nie szuka swego albo nie szuka siebie – jak możemy przeczytać w jednym ze współczesnych tłumaczeń. Mówienie w tym kontekście o egoizmie może byłoby zbyt ostre, ale już o jakimś egocentryzmie – jak najbardziej. Choć często tego dziś się nie zauważa, taka postawa obca jest autentycznej miłości.
To chyba jeden z głównych problemów narzeczeństw czy małżeństw. Idealistyczne „żyli długo i szczęśliwie” we wspólnym życiu szybko okazuje się ułudą. Codzienność jest przecież konkretem. Miłość realizuje się nie w danych kiedyś w uniesieniu obietnicach, ale w konkrecie codziennych zachowań i postaw. Szukanie siebie, szukanie swego, staje się wtedy kamieniem, o który potykają się niby kochający ludzie. A ich miłość wywraca się i tłucze razem z nimi… Egocentryczne oczekiwanie, że w związku wszystko będzie układało się wedle moich wyobrażeń i niedopuszczanie do siebie myśli, że ten drugi, ta druga, może widzieć sprawy nieco inaczej, nie tyle nawet niszczy miłość, co jest świadectwem, że owa miłość, jeśli w ogóle jest, to jest bardzo niedojrzała… Tymczasem zdarza się nie tak rzadko, prawda? Nie chodzi o to, że miłość zawsze ustępuje. Chodzi o to, że miłość liczy się z drugim nie tylko na poziomie deklaracji.
Szukanie swego widać też nieraz w oczekiwaniach, jakie rodzice mają wobec swojego dziecka. Nie myślą czy z ich pomysłami będzie szczęśliwe. To oni chcą być szczęśliwi; swojego szczęścia upatrują w tym, by ich dziecko było takie, jak to sobie wyobrazili. Czasem nawet zrealizować ich niezrealizowane ambicje. Ma skończyć taką czy inną szkołę, takie czy inne studia. I nieszczęściem jest dla nich, kiedy dziecko chce pójść inną drogą…
Bardziej chyba jeszcze widać owo szukanie swego w relacjach rodziców ze swoimi dorosłymi już dziećmi. Cała seria kawałów o teściowych nie wzięła się z niczego. A bywa i tak, że matka nie zostaje teściową, bo tak organizuje życie swojej dorosłej córce, że ta nie ma czasu spotykać się ze znajomymi. Wszystko w imię miłości i czwartego przykazania. Szuka swego, szuka damy do towarzystwa, nie myśli, że córka ma własne życie…
To przeciwne miłości bliźniego szukanie swego widać też nieraz w relacjach w miejscu pracy. „Jesteśmy jednym zespołem”, „razem ciągniemy jeden wózek”. Tak się jednak jakoś składa, że jedni ciągną go tak, że już nie mają sił, a inni w międzyczasie „się realizują”. Przecież „do wyższych rzeczy zostali stworzeni”. Nie trzeba chyba dodawać, że właśnie ci ostatni najczęściej spijają śmietankę z sukcesów. „My zrobiliśmy”. No, my…
A w szerzej rozumianym życiu społecznym? Oczywiście bywają w polityce idealiści, którym na sercu naprawdę leży dobro wspólne. Całkiem spora jednak rzesza związanych ze światem polityki myśli przede wszystkim, jak się obłowić. I to szybko, bo za cztery lata następne wybory. Nie inaczej bywa też w relacjach między narodami. Oficjalnie troska o kraje biedne, słabo rozwinięte. I od czasu do czasu nawet jakaś pomoc humanitarna. W praktyce jednak – wyzysk. Bo jesteśmy bardziej zaradni, lepiej rozwinięci, nam się należy. Nam – złoto i diamenty – biednym ochłapy. I tak jest OK.
Jakże inny jest w swej miłości do człowieka Bóg. On nie szuka swego. Przecież mogłoby nas nie być, bo tak naprawdę do niczego nie jesteśmy Mu potrzebni. Mimo to Mu nas zależy. Szuka nas, ludzi. Widać to w całej biblijnej historii zbawienia. Najbardziej oczywiście w Jezusie Chrystusie, który będąc Bogiem dla naszego zbawienia dał się ukrzyżować. Niczego tak naprawdę nie chcąc od nas w zamian. Raczej dając nam nadzieję; dając możliwość zaczerpnięcia ze źródła życia wiecznego. Dając bezinteresownie. I do niczego nie przymuszając. Jak nie przymusił do wiary w Niego tych, którzy Go skazali.
Bo tak właśnie jest z miłością. Prawdziwa nie szuka siebie, nie szuka swego. Jest bezinteresowna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |