… wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję. W dobie mieszania pojęć warto powiedzieć: sprawdzam.
Napisał święty Paweł w „Hymnie o miłości” z pierwszego Listu do Koryntian, że miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję. Czyli, złośliwie można by powiedzieć, że jest naiwna. Bo daje sobie skakać po głowie, daje się okłamywać i żyje złudzeniami. No tak, bo czymże innym jest znoszenie różnych wybryków czy nawet razów złej woli? Czymże innym branie za dobrą monetę ciągłego zwodzenia i pustych obietnic? Czymże innym ufność, ten kochany człowiek się zmieni, choć (niby) wiadomo, że coś takiego rzadko się zdarza?
Nie, to nie tak. Miłość nie jest naiwna. Miłość jest wielkoduszna. Ma wielkie serce. I dlatego tym, którzy mają małe, jej logika nie mieści się w głowie. Z prawdziwą zaś miłością jest tak, jak z miłością matki do dziecka. Najpierw, kiedy jest maleńkie, znosi, wytrzymuje wszystkie jego krzyki płacze i domagania się. Bo małe i jeszcze głupiutkie dziecko nie rozumie, że życie to nie tylko ono. Potem, kiedy dawny dawny maluch zaczyna wchodzić w dorosłość, matka mu wierzy, choć wie, że bywa okłamywana. Ale wie też, że musi zaryzykować. Że jeśli będzie ciągle sprawdzać, kontrolować, ciągle wywlekać na wierzch wszystkie potknięcia i kłamstewka, dziecko znienawidzi. A przecież nie o to kochającej matce chodzi. W końcu zaś matka pokłada nadzieję, że jej dorosłe już dziecko będzie dobrym człowiekiem, choćby i wiele wskazywało, że jest inaczej. Ufa, że jeszcze przyjedzie dzień, kiedy zmądrzeje, kiedyś się nawróci. Przecież często się o to modli. I nawet jeśli nie ufa już dziecku, ufa w moc Bożej łaski.
Miłość wszystko znosi, wszystko wytrzymuje. Jak napisał ktoś w mądrym biblijnym komentarzu „zawsze chroni”, „zawsze gotowa wytłumaczyć”, „spojrzeć przez palce”. Ukryje co złe, zachowa to dla siebie. Oprze się pokusie rozpowiadania o tym, co w bliźnim nieciekawe. To na pewno ważne w relacjach z najbliższymi. Ale też w życiu społecznym. Tak często mówi się dziś o potrzebie prawdy. I w jej imię nie tylko wywleka się na wierzch brudy, o których wypadałoby milczeć, ale jeszcze za prawdę bierze się swoje najohydniejsze domysły. Puszczona zaś w ruch plotka rozpoczyna własne życie, by wracając z innej strony do jej autora potwierdzić słuszność jego domysłów. Nie, to nie jest miłość. A chrześcijanin kochać przecież powinien nawet do nieprzyjaciół…
Miłość wszystkiemu wierzy. Nie, nie jest łatwowierna. Widzi jednak w bliźnim też to, co dobre. I wierzy, że to dobro, które w nim jest, zwycięży. Że cwaniak zrobi coś bezinteresownie, że złośliwy jednak ugryzie się w język, a drań w końcu się zawstydzi. Gdy okazuje się, że jednak nie, wtedy uruchamia się miłości owa ufność, pokładanie nadziei. Że kiedyś ostatecznie to, co dobre w człowieku, zwycięży. Miłość nie pozwala sobie łamać do końca już nadłamanego ani gasić knotka o nikłym płomyku. Czeka wypatrując cudu przemiany ciesząc się każdym, najdrobniejszym nawet jej przejawem.
Gdyby Bóg nie tak nas kochał… Gdyby cierpliwie nie znosił naszych słabości i większych grzechów, gdyby nie wierzył w szczerość naszego żalu i postanowienia poprawy, gdyby jako na niereformowalnych postawił na nas krzyżyk… Ale nie. Bóg znosi, Bóg wierzy, Bóg pokłada w nas nadzieję. Bo jest miłością. I tylko ten, kto stara się kochać tak jak On, kocha prawdziwie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |