Miłość nie unosi się gniewem

Co jest prawdziwą miłością, a co nią nie jest? Warto czasem powiedzieć „sprawdzam”.

Z cyklu „Największa jest miłość”
na podstawie Pawłowego Hymnu o miłości

Jak właściwie dziś się mówi? Że ktoś uniósł się gniewem? Czy raczej, że gniewem wybuchnął? To pierwsze brzmi chyba ciut archaicznie. Drugie...  W potocznym języku i tak chyba częściej powiedzielibyśmy, że ktoś się wkurzył. Czy tak czy siak i tak wiadomo, o co chodzi. Czy więc w biblijnych przekładach Pawłowego hymnu o miłości mamy, że miłość nie unosi się gniewem, czy, jak wolą inni, że gniewem nie wybucha, mniej więcej na to samo wychodzi. Mniej więcej. Bo przecież jest tu pewna różnica. Wybuch jest gwałtowny, ale szybko się kończy. Unoszenie się – także gniewem – może i rozpoczyna się wolniej, ale trwać może znacznie dłużej. Generalnie warto więc zauważyć to, po pierwsze, jak łatwo ktoś wpada w gniew, po drugie, jak długo w gniewie trwa. Dlatego wśród propozycji tłumaczeń tego miejsca Pawłowego hymnu o miłości znaleźć można „nie wpada łatwo w gniew”, „nie jest drażliwa” albo i „nie obraża się”.

Czyli cholerykom trudniej niż flegmatykom? Tym drugim wybuchnąć na pewno. Tym pierwszym natomiast zazwyczaj szybciej przechodzi. Ludzie o mnie wybuchowym usposobieniu bywają bardziej pamiętliwi. Dłużej „się unoszą”, dłużej „są obrażeni”. Tyle że kiedy mówimy o gniewie trzeba koniecznie pamiętać, że nie chodzi o uczucie gniewu. Raczej o postawę, o konkretne czyny. Owszem, gwałtowny wybuch uczucia gniewu albo sytuacja kiedy to uczucie trwa, nie chce przejść, może doprowadzić do różnych destrukcyjnych działań. Ale nie musi. Może ograniczyć się  do zaciśnięcia ust i odwrócenia się na pięcie. Albo, w najgorszym wypadku do jakichś gorzkich słów, za które, jeśli w ogóle zostały głośno wypowiedziane, stosunkowo łatwo przeprosić. Gniew, ten gniew o którym mówi święty Paweł, to nie uczucie. To postawa i wynikające z niej postępowanie. Konkretniej?

Nie, jeszcze nie. Zauważmy najpierw, że w Biblii dość często spotykamy się się ze stwierdzeniem, że Bóg się gniewa czy że się rozgniewał. Trzeba pamiętać, że to antropomorfizm. Bóg jest nieogarniony. Do wyjaśnienia kim jest, jaki jest, autorzy biblijni używali obrazów wziętych z relacji międzyludzkich. „Gniew Boży” to określenie mające wskazać sytuacje, w których Bóg gwałtownie reaguje na niecne ludzkie czyny, stanowczo przeciwstawia się złu. Pamiętamy jednak, że „Bóg jest miłością”; jest „Światłością, w której nie ma żadnej ciemności” (oba określenia z 1 listu św. Jana); czyli nie ma w nim żadnego, najmniejszego zła. Bóg, wierzymy, nie daje się ponieść uczuciu gniewu. Jeśli karze - tak się nam wydaje - także w sposób gwałtowny, na pewno nie wynika to z Jego braku opanowania. I na pewno nie będzie prowadził przeciw człowiekowi jakieś wyrachowanej gry, szukał sposobu na zemstę. Bóg nie jest zły i nie chce zła. Żadnego. Chce każdego zbawić. Jeśli nawet używa gwałtownych, bolesnych środków, przez nas, ludzi kojarzonych z gniewem, to nie z jakąś wściekłością czy zajadłością; nie po to, by wziąć na człowieku odwet, ale by pchnąć go ku dobru, sprawić, by zmądrzał.

Wyjaśnienie dotyczące Bożego gniewu warto odnieść do człowieka. To nie jest tak, że każda gwałtowna reakcja człowieka na jakieś zło czy głupotę zaraz przeczy miłości. To będzie zależało od tego, czy chodzi o dobro bliźniego, czy o pielęgnowanie egoizmu. Czy to „pierwsza pomoc” w wypadku poranienia złem, czy, przeciwnie, działanie mnożące zło, a wynikłe z egoizmu niepohamowane pragnienie odwetu i destrukcji.

Cienka może być linia dzieląca jedno od drugiego, gdy chodzi o wychowani dziecka. Łatwo miłość deklarować, ale w praktyce czcić swoje „ja”. Bicie? Zostawmy ten temat. Inne surowe kary? Ot, tydzień bez wychodzenia z domu, miesiąc bez komputera? Warto zastanowić się, czy kara faktycznie adekwatna, czy jej wielkość to raczej właśnie wynik ogarniającego człowieka gniewu. Albo „cofnięcie miłości”. Taka psychologiczna zagrywka – bycie obojętnym na dziecko, głuchym, oschłym „Już cię nie kocham” – brzmi komunikat. „No, może jeśli zasłużysz dam ci szansę”. Jakoś dzieci trzeba wychowywać, jakieś środki stosować. No ale…

Wybuchy gniewu w małżeństwie czy to przejawiające się w gwałtowniejszych reakcjach czy prowadzące do trwających dłużej „cichych dni”, też chyba nie za dobrze świadczą o miłości. Są raczej świadectwem stawiania na pierwszym miejscu samego siebie. Jak nie jest po mojej myśli – to w sposób gwałtowny to pokazuję. I podobnie bywa też chyba w relacjach społecznych. Choć może częściej mówić będziemy wtedy nie o miłości, ale o szacunku. Kto sobie na wybuchy złości pozwala, nie kocha, nie szanuje bliźniego. Choćby nie wiadomo jakich szukał dla swojej postawy usprawiedliwień.

Gniew, postawa gniewu, jak wspomniano wyżej, nie musi się przejawiać w wybuchu. Może być owym trwającym znacznie dłużej „uniesieniem się”. Ogarnięty gniewem  może prowadzić wyrachowane gry, obliczone na zranienie czy wręcz zniszczenie bliźniego. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z miłością. Tyle że prowadzący ją chyba dość często nie zdają sobie z tego sprawy. „O co chodzi? Przecież nie wybuchnąłem, nie rzuciłem w twarz…” „Kocham bliźniego, ale temu czy tamtemu się należy, bo…”.  Trwanie w takiej postawie to trwanie w gniewie; to zaprzeczenie prawdziwej miłości.

Prawdziwa miłość nawet w trudnych sytuacjach stara się powstrzymać gniewne reakcje szukając zawsze tego, co dobre i co do dobra prowadzi.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama