A co jeśli otoczenie nie udziela nam wsparcia? Co jeśli świat cały jakby oczekiwał naszego upadku, los nam nie sprzyja, inni nie pomagają? Nic. Właściwie to nic, bo droga jest ta sama, cel ten sam.
Kiedy opieramy się na Bogu, może się nam wydawać, że przeróżne ułatwienia są o krok. Może i są – ale może niekoniecznie dla nas. I przecież nie wybraliśmy Boga dla ułatwień. Nasze dobre czyny, pobożność, wierność przykazaniom może nie wzbudzą powszechnego aplauzu. Zresztą może i my sami chętnie dostrzeżemy w innych słabość, wolelibyśmy, by bliźni nie byli „tak zasadniczy”, wykpiwamy „porządność”, „wątpliwości” wydają się nam prawdziwsze niż wiara?
Kiedy opieramy się na Bogu, szukamy oparcia przede wszystkim w Nim. W praktyce może to oznaczać wiele rzeczy. Choćby większą wolność od zważania na opinie innych. I to, że ta ściskająca czasem serce trwoga zyskuje właściwe proporcje, właściwy kształt.
Do rachunku sumienia: