Zadziwiający fragment. Paweł z Tymoteuszem wędrują głosząc Ewangelię. Wybierają drogę. I nagle okazuje się, że… Bóg zabronił im głosić słowo w Azji czy Bitynii. Zatem zamiast iść wgłąb półwyspu, aż do Morza Czarnego, wylądowali nad Morzem Egejskim. I dopiero tam dowiedzieli się: czekają na nich w Macedonii.
Czemu tak? Nie wiemy. Bóg wie, kto jest gotowy na Jego Słowo, kto najbardziej go potrzebuje. W ich drodze splata się inicjatywa człowieka - jego plany, wybory, pragnienia i pomysły - i woli Boga. Paweł wyruszył w drogę, bo gnało go pragnienie głoszenia Ewangelii. Sam wybierał drogę i ludzi, do których chciał pójść. Być może myślał o Żydach, skoro obrzezał swojego towarzysza drogi. Bóg chciał inaczej. Wysłał ich do Macedończyków. Ale Paweł miał widzenie dopiero, gdy byli blisko. Przedtem zmagali się z drogą.
Ruszam w drogę. Według swoich planów, tak jak je widzę. Może przemodlonych, może bardzo szczytnych. Trafiam na przeszkody, trudności, muszę rezygnować, robić coś zupełnie nieplanowanego. Czy widzę w tym Bożą wolę? Czy pytam, czemu tak się dzieje? Czy raczej swój pomysł uznaję za Boży?
Bóg nie każe nam siedzieć i czekać na Jego głos, który nas popchnie. Każe iść. Tak jak prowadzi nas rozum i serce, modlitwa i potrzeba życia. Obyśmy tylko zachowali wrażliwość na Jego głos i potrafili o trudnościach powiedzieć później: Duch Święty mi nie pozwolił. Chciał mnie tutaj…
Przeczytaj komentarze | 2 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.