Czasami, kiedy ktoś jest dla nas szczególnie miły, zaczyna dbać o nas, zabiegać o nasze względy, rodzi to w nas pytania: o co chodzi? Co ma na celu takie zachowanie? Czym sobie na nie zasłużyliśmy? Ba, niekiedy stajemy się wręcz podejrzliwi, wietrząc podstęp, manipulację, konieczność oddania przysługi… Co jednak, gdy tym, kto zabiega o nasze względy, jest dla nas szczególnie miły – jest sam Bóg?
Czy dwa tygodnie po świętowaniu Bożego Narodzenia nie słyszymy tej wybrzmiewającej wkoło radości, śpiewu „przy wtórze cytry i przy dźwięku harfy” – dla Tego, który dla nas uczynił cuda, objawił się nam jako Zbawiciel, splótł swój los z nami najściślej jak się da? W jakiś sposób to my, ludzie, stoimy w centrum tego zamieszania, stało się to dla nas i z naszego powodu: „obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest”.
Tak więc co – podejrzliwość? Trzymanie na dystans? Niechęć do odpowiedzi? Czy może – „niech mi się stanie”? „Pieśń nowa”? „Świadectwo, że On jest Synem Bożym”?
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.