Zapominamy czasem. Zapominamy, że jest nas ciut więcej niż tylko ja; ba, więcej nawet niż ja, jakaś ona, jakiś on. Jakoś łatwo nam zadbać o siebie, o własną prawość. Jesteśmy na tyle oblatani w swoich relacjach, że stosunkowo łatwo jest też zadbać o jakość tych najbliższych nam więzi. Wiemy co, komu, dlaczego się należy. Jednak wystarczy, że coś się zmieni: poszerzy się obszar jakiejś naszej odpowiedzialności, zostaniemy postawieni oczko wyżej, jakieś okoliczności sprawią, że nasz świat poszerzy się niespodziewanie o ileś tam dusz – i od razu pęknięcia, rozłazi się to wszystko w szwach, gołym okiem widać rysy i niezbyt ładną podszewkę.
Wymaganie Jezusa, byśmy oddali się na służbę, stawia nas w sytuacji zgoła niekomfortowej. My chętnie przecież pomożemy, usłużymy tym czy owym. Ale być na służbie wszystkim? Stawać się jak On?
Dodaj swój komentarz »