Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »Gdy tłum został nakarmiony, wszyscy chorzy uzdrowieni, a ubodzy usłyszeli dobrą nowinę, można było odpocząć. Podziękować Bogu za obficie wylaną łaskę. Zająć się trochę sobą. Nacieszyć się Mistrzem. Nic z tego. Przeprawmy się…
Nie dla nas ciepłe kapcie i bujany fotel. Nie mamy tu miasta. Z łódki na łódkę. Z pociągu na pociąg. Także innym miastom… Aż dojdziemy do miasta trwałego, „którego architektem i budowniczym jest sam Bóg”. Z burzą i Jezusem po drodze. Burza to strach. Jezus to nadzieja dojścia.
Czym jest chrześcijaństwo, czym dobra nowina, bez tęsknoty w oczach i sercu, bez pragnienia by to, co jeszcze nie, stało się już. Bo „jeżeli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję, stajemy się ludźmi godnymi politowania”. Lamą bez światła. Solą bez smaku.
W bladym świetle pszennego Chleba, „w którym wieczność na chwilę zamieszka”, Bóg przybywa „do naszego brzegu tajemną ścieżką” nie po to, by nakarmiwszy, zostawić nas samym sobie. Podpływa, by nas zabrać. „Zabierz mnie, tam, gdzie miejsce Najświętsze. Zabierz przed Baranka tron”. Jeśli nie dziś, to jutro. Ale zabierz. Na drugą stronę.
Dodaj swój komentarz »