Rozpoczynam dziś z Kościołem lekturę Księgi Rodzaju. I czytam:
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami. Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!»
Niebo i ziemię czyli wszystko. To wszystko było chaosem. I jako pierwsze z tego chaosu wyłoniło się światło.
Autor Księgi Rodzaju nie znał współczesnej kosmologii. Zadziwiające jednak, jak jego intuicja, nie pasująca do wizji Kosmosu ludzi XIX czy XX wieku, świetnie wpisuje się w kosmologię najnowszą. Na początku Wielki Wybuch, potem z tego chaosu wyłaniają się gwiazdy, planety...
Nie, nie próbuję dostosowywać Biblii do nauki, ani nauki do Biblii. Po prostu widzę zbieżność. Widzę też jednak dzięki temu początkowi Księgi Rodzaju coś, co wymyka się badaczom materialnego świata: widzę, że za tą cudowną harmonią, ciągle przecież zmieniającego się świata, stoi Stwórca.
Patrzę na ten świat jakbym stał w galerii przed jakimś obrazem. Przez myśl mi nie przyjdzie, że to dzieło mogło powstać samo z siebie, dzięki zbiegom okoliczności. Patrzę i próbuję odczytywać kim, jaki jest jego Stwórca.
Dodaj swój komentarz »