To był dla Apostołów niesamowity poranek. Najpierw ten daremny trud nocnego połowu, potem sieci przepełnione rybami. A dalej to rozpalone przez Jezusa ognisko, na nim ryba, do tego chleb i zachęta: „przynieście jeszcze ryb, które teraz złowiliście”. Tak, to był Pan. Wielki i potężny władca wszystkiego. Który teraz, nad brzegiem Jeziora Galilejskiego zapraszał ich na śniadanie....
Bóg naprawdę bliski. A jednocześnie, jak to słyszmy z ust Piotra w pierwszym czytaniu, jedyny Zbawiciel człowieka. W żadnym innym nie ma zbawienia. Nikt inny nie uratuje nas przez wieczną śmiercią; nikt inny nie może nam dać wiecznego życia.
Gdy życie daje w kość chciałoby się zawołać adwentowo „Marana tha”. Przyjdź Panie Jezu.
Co złego może się stać przyjacielowi Chrystusa? Wszystkie przygody dobrze się skończą.
Nadchodzi dzień kary? Ale jak to? Za co? Jak Bóg może się gniewać? Jak śmie?
Dodaj swój komentarz »