W Kościele (na szczęście) nie ma takiej funkcji/posługi jak człowiek orkiestra. Robiący wszystko za wszystkich i jeszcze więcej. Dzięki temu jest miejsce dla każdego. I każdy – jak w żywym organizmie (czyż nie tak mówi o Kościele święty Paweł?) ma swoje zadanie do wypełnienia.
Właśnie tak rozumieli Kościół apostołowie. Tak rozumiała go pierwsza wspólnota. „Nie jest rzeczą słuszną” nie było umyciem rąk. Było decyzją, za którą stało określone pragnienie oraz intuicja, że bez „posługi stołów”, czyli troski i ubogich, wdowy i sieroty, Kościół nigdy nie będzie dla świata czytelnym znakiem. Będzie, co najwyżej, jakimś zgromadzeniem oderwanych od życia lekkoduchów.
Siedmiu pierwszych zostało wybranych przez wspólnotę, a ich wybór został potwierdzony nałożeniem rąk. Tak narodził się diakonat. Ale nie trzeba być formalnie ustanowionym/wyświęconym, by zaangażować się w życie Ciała, którym jest Kościół. Wystarczy rozejrzeć się wokół, przyjść i powiedzieć chcę. Miejsca starczy dla wszystkich. Pomoc w przygotowaniu kandydatów do bierzmowania, odwiedziny chorych, troska o wygląd świątyni, posługa przy ołtarzu, ułożenie kwiatów, zaangażowanie w ewangelizację choćby poprzez śpiew. Listę można wydłużać..
Chcę. Bez oglądania się na innych. Bez pokazywania palcem co trzeba zrobić i gdzie się zaangażować. Bez lęku co powiedzą inni. „Nie lękajcie się”. Nie po to Jezus zmartwychwstał, byśmy się bali.
Dodaj swój komentarz »