Uznaliśmy Go za skazańca – jak prawdziwie brzmią te słowa w naszych uszach. Uznaliśmy, że Bóg nie poradził sobie ze złem, z cierpieniem, ze śmiercią. Nic nie znaczy wobec chorób i wojny. Nie rozumie pokomplikowania naszego życia. Naszych potrzeb. Nie dostrzega niuansów. I nie da nam szczęścia. Jest bezsilny. Odepchnięty. Przegrany. Tak, to prawda: mieliśmy Go za nic.
Lecz On został przebyty za nasz grzechy, w Jego ranach jest nasze uzdrowienie. Dlatego jesteśmy tutaj dzisiaj, przychodzimy pod krzyż. Mimo tych wszystkich sądów, zwątpienia, mimo niedostatku wiary, która nie umie przekuć się w życie. Z biedy własnej wołamy. Z wojny. Z otchłani wszystkich chorób duszy i ciała.
W Twoim ręku są moje losy, Boże. W Twoje ręce składam ducha mojego.