Zauważyłam u siebie, że ilekroć popadam w jakieś zniewolenie, tylekroć tracę radość serca.
Staję się rozżalona, smutna, pełna lęku, niepewności. Nic mnie nie zadowala: za swoją pracę otrzymuję za mało pieniędzy; mąż nie jest taki, jak być powinien; dzieci nie zachowują się odpowiednio; relacje z najbliższymi nie rodzą we mnie zadowolenia, tylko pretensje i żale. Zdrowie mogłoby być lepsze – i w ogóle nic nie jest takie, jak być powinno. Ja także. Do siebie też mam mnóstwo pretensji.
Moje niezadowolenie obejmuje wszystkie sfery mojego życia.
Jedyne lekarstwo, jakie dostałam na ten stan ducha, to wdzięczność Bogu. Im bardziej jestem Mu wdzięczna za najmniejszą rzecz, tym więcej pojawia się we mnie radości i wolności. Wdzięczność stawia tamę moim niespełnionym oczekiwaniom i wyobrażeniom, jakie mam o sobie, drugim człowieku, świecie.
Dzięki wdzięczności to, co mnie spotyka, przyjmuję w duchu zaufania w dobroć i troskliwość Ojca. Im więcej we mnie takiego patrzenia na Boga, tym więcej realnych, rzeczywistych okazji, by Mu dziękować. I tym większa radość.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.