Doświadczamy mocy Ducha Świętego wtedy, gdy do głębi rozumiemy, że wiara jest niemożliwa. Że – po ludzku sądząc – położenie nadziei w Bogu jest w naszym wypadku niedosiężne. Wtedy, gdy nie spodziewamy się ani miłości, ani obfitości, ani szczęścia. Tak, wyznać wówczas, że naszym Panem jest Jezus: to działanie Ducha Świętego.
Spotkanie z tą Osobą, którą nazywamy Parakletem, Duchem Prawdy, Pocieszycielem – odbywa się jakby mimochodem, bez świateł jupiterów. „Jakby uderzenie gwałtownego wichru”, „języki jakby z ognia” – nawet w Biblii wiele jest owych „jakby”, nieporadnych prób opisu tego, co się właściwie stało… Wiara, nadzieja, miłość – na zdrowy rozum nie powinny istnieć, wcale. A przecież są: na wyciągniecie ręki, blisko, o krok.
Są dla nas dostępne w Nim: ta niemożliwa wiara, niedosiężna nadzieja, niespodziewana miłość.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.