Ewangelia dziś znów – jak wczoraj – o uzdrowieniu opętanego. Tym razem to najpewniej poganin, Gerazeńczyk. Był groźny... Czy dla ludzi? Nie wiemy. Na pewno dla siebie samego. Wciąż przecież tłukł sam siebie kamieniami, wciąż krzyczał... I nawet zakuwany w łańcuchy rozrywał je. To robią z człowiekiem nieczyste duchy, demony. Tego chce dla człowieka szatan. Nigdy jego szczęścia. Gdy już go uwiedzie, gdy skłoni do złego, stara się jak najbardziej go zranić i upokorzyć... Bo nie może znieść, że człowiek dla Boga taki ważny, a on, dawniej anioł...
Patrząc na otaczający mnie dziś świat dostrzegam wielu takich, co odrzucili Boga. A wśród nich wielu takich, którzy, choć nie tłuką się kamieniami i raczej nie krzyczą, to przecież strasznie są upokorzeni. Brakiem rozumu. Nieumiejętnością przyjęcia najbardziej oczywistych prawd. Żyją zafiksowani w świecie swoich szalonych idei... Nikt nie próbuje ich poskramiać i pętać łańcuchami. Ale rzeczowa argumentacja odbija się od nich, jakby byli z innego świata. Bo być może trochę są. I nie pomogą im tłumaczenia. Potrzebują Chrystusa, który ich uwolni....
Tak, chyba patrząc na szaleństwa grzechu zbyt często zastanawiamy się, co zrobiliśmy nie tak, że ktoś zszedł na drogę grzechu. Obwiniamy siebie. A powinniśmy się przede wszystkim modlić. O ich uwolnienie. Chrystus, Jego łaska, może im pomóc...