„Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. W czasie kiedy ja dochodzę, inny wstępuje przede mną”. Bolesna skarga. Jak długo można czekać? Jak długo można patrzyć, jak ci, którzy przyszli później są uzdrawiani wcześniej? Dlaczego nie ustanowiono tam jakiegoś komitetu kolejkowego, który by pilnował kolejności otrzymywania łask? Beznadzieja. A Chrystus w tę beznadzieję wchodzi i jednym krótkim zdaniem uzdrawia.
Czuję się bezradny, gdy patrzę na szeroki świat. Tyle w nim choroby i śmierci grzechu. Czuję się bezradny, gdy patrzę na to, co dzieje się wokół mnie. Tyle przepychanek, tyle sporów, zawiści, nieustępliwości...
Gdyby Bóg zechciał skierować na ów świat owe wypływające z narożnika świątyni uzdrawiające wody, jak czytam dziś u Ezechiela. Gdyby mnie zachciał pomóc w relacjach z bliźnimi – jak czytam w Ewangelii – bo łokcie mam słabe i nawet gdybym próbował nie dopcham się...
Póki co czekam. I uczę się ufności. On jest sprawiedliwy, On nie kocha śmierci, zwłaszcza tej duchowej. Kiedyś zareaguje. Kiedy? Nie moja sprawa. Moją jest wiernie kroczyć Jego śladami...
Rachunek sumienia