Nie wiem czemu, ale wolimy Boga silnego. Otoczonego chwałą, bogactwem, panującego nad wszystkim i wszystkimi. Bliższa jest nam wizja ogłaszającej koniec i królowanie apokalipsy niż zapowiadającego śmierć i odrzucenie Jezusa. Może dlatego, że przy Bogu silnym czujemy się bezpieczni, przy słabym zagubieni i bezradni.
Pytanie o to w jakiego Jezusa wierzę przekłada się na relacje z bliźnimi. Jawią się przed nami dwie opcje. Mocny z mocnymi. Słaby ze słabymi. Paradoks na tym polega, że jedno drugiego nie wyklucza. Przeciwnie zakłada. Apostoł pisze: „dla słabych stałem się jak słaby, by pozyskać słabych; stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych”. Jak Jezus ocalający nas swoją bezbronnością.
Myśleć po Bożemu. Kto dobrze czuje się w obecności Boga w postaci Sługi, ten równie dobrze poczuje się będąc blisko „dziedziców Królestwa”: ubogich, odrzuconych, pogardzanych. I wyznanie: „Ty jesteś Mesjasz” potwierdzi, „wypełniając królewskie prawo: będziesz miłował…”
Dodaj swój komentarz »