Na 4 Niedzielę Adwentu C z cyklu "Wyzwania".
więcej »„Raczej umrzeć niż zgrzeszyć” – słowa z pobożnościowych czytanek, jakby oderwane od rzeczywistości, dostępnej nam co dzień. No bo gdzie je umieścić pomiędzy szykowaniem kanapek do szkoły, pracą, jazdą w zatłoczonym tramwaju, ulubioną filiżanką herbaty, snem? Gdzie jest ich miejsce pomiędzy tym, co składa się na moje życie? Bo przecież za brak koncentracji, niecierpliwość, niedbalstwo czy gniew – nikt nie ukarze nas śmiercią. Bo przecież nikt nam kamienia u szyi nie uwiąże – za brak świadectwa modlitwy, zlekceważenie rzeczy ważnych, gorszenie słabych.
Czy jednak doświadczamy tego – że nasze uczynki, wybory – to życie i śmierć? Być może nie przemawia do nas metafora walki, być może morderstwo, którego bylibyśmy ofiarą nie wydaje nam się bardziej nęcące niż grzech – zgoda, to tylko obrazy. Co jednak z ukrytą w nich prawdą: zło to zagłada, wybór dobra to życie, by być z Bogiem – warto zapłacić ceną najwyższą?
Słyszymy dzisiaj: „Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych”. Zanim zaczniemy wytykać kogokolwiek palcami, posłuchajmy dalej. „Uważajcie na siebie!” – mówi Jezus.
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Przeczytaj komentarze | 3 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
Łk 17,1-6
To jest właśnie ten początek. Czy wierzę w Boga?
Co się kryje za moją wiarą?
Jeśli nie wierzę, to nic nie ma sensu. Po co mam upominać, odzywać się? przebaczać?
Jednak intryguje mnie porównanie wiary do maleńkiego ziarnka gorczycy. Tylko tyle wystarczy z naszej strony, by powstało coś ogromnego w swej wielkości i znaczeniu.
Bóg wciąż nas zaprasza byśmy stawali się jako dzieci, ufając, że wszystko jest możliwe w Nim.
On poprowadzi.
Wystarczy uwierzyć i zacząć
Boże mój dziś mam chwalić Twoją wielkość
w tym, co jest dla mnie niezrozumiałe, nielogiczne.
Jakie to trudne,
Boże ,Ojcze uwielbiam Cię,
Jestem małym dzieckiem w Twoich ramionach.
Dobrze mi z Tobą
Żyję!
W miejscu, gdzie mieszkam trudno mówić o śmierci za wiarę. Bywa jednak tak, że czuję się skazana na śmierć, którą jest krytyka, wyśmianie za plecami, jawna niechęć. Śmierć naszych czasów - śmierć cywilna, kiedy "przyjaciel" przestje zauważać mnie na ulicy, bo wstyd przyznać się do znajmości z kimś tak nienowoczesnym.
Umrzeć dla Chrystusa to zaszczyt, ale jak trudno żyć będąc niezauważnym, odrzucanym.
Dlatego czasem trudno głośno powiedzieć, Kto kieruje moim życiem, przyznać się do postępowania wg Dekalogu. Tymczasem każde otwarte postawienie sprawy buduje mnie - człowieka. I daje podstwę, żeby kolejny raz zaprotestować wobec dziejącej się niesprawiedliwości, nieuczciwości.
Ale ile moich mniejszych lub większych zdrad Boga, sało się zgorszeniem? Ile już kamieni mam u szyii?
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.