To prawda. W modlitwie osobistej nie liczą się piękne słowa, wzniosłe słowa, pobożne natchnienia, porywające uczucia. Podobno najskuteczniejsza jest ta modlitwa, gdy człowiek ma wrażenie zderzania się z murem pustą głową. Ważne, by nie przestał uderzać. Czyli był wytrwały. I gotowy przyjąć to, co niespodziewane.
Najczęściej niespodzianką jest bliźni. Drugi człowiek. O którym dziś tak jednoznacznie mówi święty Jan: „postępujesz w duchu wiary, gdy pomagasz braciom, a zwłaszcza przybywającym skądinąd”. To między innymi dzięki gościnności dostąpimy „chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa”.
Gościnność. Także eucharystyczna. Jeden z nieżyjących wykładowców liturgiki zwykł często przypominać studentom zasadę: ubi missa, ibi kawa – tam, gdzie msza, tam kawa. Zanim zaczniemy przyjmować braci przybywających skądinąd warto zacząć od tych, których mamy obok. I zamiast pędzić po niedzielnej mszy na złamanie karku rozejrzeć się wokół i zaprosić na kawę. Będzie to jeden z owoców dobrej, wytrwałej modlitwy.
Dodaj swój komentarz »