Przepiękna ta scena, gdy Eliasz wychodzi z jaskini na spotkanie z Bogiem dopiero, gdy słyszy powiew łagodnego wiatru. Nie wtedy, gdy przechodzi gwałtowna wichura, nie wtedy, gdy następuje trzęsienie ziemi, nie gdy powstaje jakiś ogień. Dopiero, gdy słyszy powiew łagodnego wiatru...
Czy Bóg zawsze przychodzi w ciszy? Gdy objawiał się na Synaju było inaczej. Dymiąca góra, grzmoty, błyskawice, jakieś straszne odgłosy... To wszystko było tak przerażające, że Izrael wręcz bał się do góry podejść. Cieszył się, że pójdzie tam tylko Mojżesz. A w tej scenie...
Trudno wyciągać z tego jakieś daleko idące wnioski. Ale gdy w Ewangelii słyszmy, jak Jezus chodzi po wzburzonych falach jeziora, a potem nastaje cisza... Tak to chyba w sumie jest: On jest Bogiem ciszy, pogody, pokoju. I choć dostrzegamy Go często wtedy, gdy towarzyszą temu jakieś gwałtowne zjawiska, chyba jednak częściej przychodzi właśnie w łagodności. Jak przed wiekami w betlejemskiej stajni. Tylko w takich razach serce człowieka chyba mniej skłonne, by Go w tej łagodności dostrzec.
Dodaj swój komentarz »